Mistrzowie Polski, jako zwycięzcy grupy, w kolejnej fazie rozgrywek mogli trafić na kogoś z trójki Pick Szeged, Reale Ademar Leon, Celje Pivovarna Lasko. Los ostatecznie skojarzył kielczan z Węgrami, co przed losowaniem wydawało się być rozwiązaniem najdogodniejszym. - W tej fazie rozgrywek każdy rywal jest mocny i na pewno czekają nas ciężkie mecze - przestrzega jednak Tkaczyk w rozmowie ze SportoweFakty.pl.
Doświadczony rozgrywający miał już w swojej karierze okazję mierzyć się z węgierską ekipą. - Grałem z nimi dwa razy, raz w barwach Magdeburga, raz w Rhein-Neckar Lowen i nie były to łatwe spotkania. Pick Szeged to naprawdę ciekawy zespół, w ich kadrze są reprezentanci wielu krajów, a w hali panuje gorąca atmosfera. Dla nas liczy się jednak przede wszystkim to, że mamy przewagę własnego parkietu, co jest sytuacją dosyć komfortową - podkreśla nasz rozmówca.
W kadrze obu ekip są zawodnicy, którzy jeszcze w styczniu mierzyli się w grze o awans do ćwierćfinału mistrzostw świata. Zdaniem Tkaczyka o rozpatrywaniu starcia Vive z Pick jako rewanżu za mecz Polska - Węgry nie powinno jednak być mowy. - Myślę, że jedno z drugim nie ma zbyt dużo wspólnego. W zespołach są zawodnicy z różnych krajów i rywalizacja jest trochę bardziej międzynarodowa, nie tylko polsko-węgierska - wyjaśnia gracz kieleckiej drużyny.
Tkaczyk świadom jest także tego, że mistrzowie Polski muszą wyciągnąć wnioski z sytuacji, do której doszło przed rokiem. - Wówczas bardzo cieszyliśmy się z tego, że trafiliśmy na Cimos Koper, a tymczasem okazało się to złudne. Dlatego też uważam, że teraz do losowania trzeba mieć dystans. Musimy się odpowiednio skoncentrować i mocno potraktować tego rywala - podsumowuje były reprezentant Polski.