Gdyńska drużyna musiała się zmierzyć nie tylko z rywalem, ale i z krótką ławką rezerwowych. - U nas szwankowało przede wszystkim zdrowie. Mamy bardzo mały skład osobowy, dodatkowo Damian Karpiński nabawił się kontuzji. Musiałem ratować sytuację wystawiając skrzydłowych na rozegraniu, bo chłopaki już padali. W Wybrzeżu jest szesnastu pełnowartościowych zawodników, a dwóch z nas - Radecki i Bronk wróciło w dniu meczu o 7 rano z tygodniowego zgrupowania narciarskiego uczelni. Mieliśmy grać w ośmioosobowym składzie i dobrze, że mieliśmy jakąkolwiek możliwość zmian. Gratuluję im tego ile włożyli w mecz - powiedział pełen uznania dla swoich podopiecznych Leszek Elbicki, trener Kar-Do Spójni Gdynia.
Po dynamicznej pierwszej połowie, druga była dużo wolniejsza. - Siódemką nie da się grać na pełnych obrotach w dzisiejszej piłce ręcznej. Kazałem im zwalniać i musiałem rotować składem. Przez dwa tygodnie trenowałem w ośmioosobowym składzie i nic wielkiego się tu nie zrobi - zauważył Elbicki.
Z gdyńskiej drużyny w ostatnim czasie odeszło wielu zawodników. - Dziś już nie odchodzą i ci co chcą zostali. To efekt pracy poprzedników ze szkodą dla piłki ręcznej. Oni nie pomogli, tylko zaszkodzili tym chłopakom. Juniorzy też by grali w pierwszym składzie, ale nie wychodzą, bo... nie wiem i nie potrafię tego zrozumieć - rozłożył ręce szkoleniowiec. - Wychowankowie, którzy mieli grać o mistrzostwo Polski juniorów, awansowali z ćwierćfinału, a na półfinał zabrakło pieniędzy, a mieli szansę na finał. Nie grają też w I lidze - przypomniał.
Leszek Elbicki jak najlepiej życzy rywalowi zza miedzy - Wybrzeżu Gdańsk. - Ten zespół jest budowany parę lat. Chciałbym, aby w Gdańsku była piłka ręczna w PGNiG Superlidze i tego im życzę. My mamy same ważne i ciężkie mecze. Chłopacy zaczynają wierzyć w to, że można grać w tak okrojonym składzie. Wszystko wygląda stabilniej i oby to się rozwijało. Chcę nauczyć moich podopiecznych, że piłka ręczna polega na walce - zakończył szkoleniowiec.