Biało-czerwoni pokonali w niedzielę w Ergo Arenie reprezentację Trzech Koron 22:18. Podopieczni Michaela Bieglera na własnym parkiecie spisali się znacznie lepiej, aniżeli kilka dni wcześniej w Malmo, co zaowocowało zasłużonym zwycięstwem. Do odrobienia strat z pierwszego meczu Polakom zabrakło ledwie trzech trafień. - Na pewno mamy w związku z tym jakiś lekki niedosyt, ale przede wszystkim cieszymy się z dwóch punktów, bo to jest najważniejsze - nie kryje w rozmowie ze SportoweFakty.pl Wiśniewski.
On sam był jednym z bohaterów meczu. Doświadczony skrzydłowy zdobył aż siedem bramek, imponując zwłaszcza zaskakującymi rzutami z drugiej linii. - Pod względem liczby trafień, to na pewno mój najlepszy mecz w kadrze w tym roku, ale trochę się też myliłem. Siedem bramek cieszy i cieszy też, że trener mi - wyjaśnia z uśmiechem nasz rozmówca.
Jaka była recepta biało-czerwonych na pokonanie lidera eliminacyjnej grupy? - Wiadomo, że cały szwedzki zespół jest silny, ale my skupialiśmy się przede wszystkim na tym, żeby wyłączyć z gry Nilssona i Anderssona, bo to oni w pierwszym meczu zrobili nam najwięcej szkód. Pozytywnie wpłynęła na nas także atmosfera na trybunach, przy takiej publice gra się zupełnie inaczej. Byliśmy na fali - nie kryje gracz Orlen Wisły Płock.
Polacy wybili rywalom handball z głowy znakomitą grą defensywną. - Na pewno mieliśmy bardzo dobry początek i pierwszej, i drugiej połowy. Szybko wypracowywaliśmy sobie trzy czy cztery bramki przewagi i jeśli się nie mylę, to przez cały mecz prowadziliśmy. Na pewno zagraliśmy w tyłach lepiej, niż w Szwecji - podsumowuje Wiśniewski. - Obie drużyny w obronie spisały dobrze, co pokazuje niski wynik.