Lijewski wreszcie się doczekał
Marcin Lijewski to bez wątpienia jeden z najwybitniejszych polskich piłkarzy ręcznych w historii. Od niedzieli 36-letni szczypiornista to nie tylko rekordzista w liczbie występów w reprezentacji naszego kraju, ale także pierwszy Polak, który wygrał Ligę Mistrzów i sięgnął po przepiękne i oryginale trofeum wręczane co roku najlepszej drużynie Starego Kontynentu. - Jak się z tym czuję? Jest po prostu zajebiście. Tego nie da się opisać słowami. Długo czekałem na taki dzień. Dwa razy byłem w finale i dwa razy przegrywałem z Flensburgiem. Jak to mówią - do trzech razy sztuka. Udało się z HSV, na który nikt nie liczył sięgnąć po główne trofeum - mówił strasznie zmęczony, ale jakże szczęśliwy Marcin Lijewski po zwycięstwie nad wielką Barceloną.
Przegrani w Niemczech - wygrani w Europie
Ten sezon mógł przejść do historii HSV Hamburg jako jeden z gorszych w ostatnich latach. Mógł, ale przejdzie do klubowych annałów jako historyczny, w którym po raz pierwszy ekipa z Hamburga wygrała Ligę Mistrzów. - Przegraliśmy Bundesligę. Nie udało się wygrać Pucharu Niemiec. Bardzo, ale to bardzo chcieliśmy wygrać Ligę Mistrzów, bo była to ostatnia szansa, by tego sezonu nie spisać na straty. Udało się i jesteśmy przeszczęśliwi - podkreślał Marcin Lijewski.
HSV Hamburg wygrało w Kolonii najpierw z THW Kiel różnicą aż sześciu bramek, a w wielkim finale po dogrywce pokonało jedną bramkę wielką Barcelonę. - Staliśmy się czarnym koniem tej imprezy. Nikt - poza nami - na nas nie liczył. My jednak skupiliśmy się na tym turnieju i pokazaliśmy, że trzeba się z nami liczyć, a wiara czyni cuda - cieszył się Marcin Lijewski, który podtrzymał decyzję o odejściu z HSV Hamburg po tym sezonie.
Wzruszony ojciec
Nie byłoby historycznego sukcesu Polaka w Lidze Mistrzów, gdyby nie Eugeniusz Lijewski. Mieszkający w Ostrowie Wielkopolskim trener i wychowawca wielu pokoleń świetnych szczypiornistów, niemalże na siłę odciągnął starszego syna, Marcina od koszykówki i zaprowadził na trening piłki ręcznej. Gdyby nie tata, Marcin może byłby dobrym koszykarzem, ale jest za to świetnym szczypiornistą, który w swojej kolekcji ma wszystkie klubowe trofea, a także medale mistrzostw świata. Był także dwukrotnie wybierany do siódemki na mundialu.
Sukcesy syna na własne oczy oglądał jego ojciec, który nie krył wzruszenia wydarzeniami z Kolonii. - Coś wspaniałego. Zobaczyć syna, wygrywającego Ligę Mistrzów to niewiarygodne przeżycie. Tyle lat na to czekałem. Widziałem wiele przegranych finałów czy to przez reprezentację z synami w składzie czy klubowe drużyny Marcina i Krzyśka. Doczekałem się jednak wielkiego triumfu starszego z synów - cieszył się senior rodu Lijewskich, dla którego złoty medal Marcina był najlepszym prezentem urodzinowym, jaki mógł sobie wymarzyć.
- Pobiegłem wyściskać się z tatą, który miał łzy w oczach. Co mi mówił? Dokładnie nawet nie wiem. W tym tumulcie wszystkiego nie było słychać. Ale czy to ważne? Ważne było to, że padliśmy sobie szczęśliwi w ramiona. Wiem, że jest ze mnie ogromnie dumny - podkreślał Marcin Lijewski.
Vive Targi Kielce nie było Kopciuszkiem
Młodszy z braci Lijewskich Krzysztof zapowiadał przed Final Four, że Vive Targi Kielce nie jedzie do Kolonii jako Kopciuszek, ale będzie czarnym koniem imprezy. Dużo nie brakowało, a przewidywania "Lijka" spełniłyby się co do joty. W półfinale kielczanie postawili się wielkiej Barcelonie i można tylko teraz gdybać, co by było, gdyby sędziowie nie dali się nabrać na aktorsko Siarheia Rutenki, gdyby Ivan Cupić nie przestrzelił dwóch karnych, a co najmniej trzy piłki nie poszły bezsensownie w aut. - Już w sobotę pokazaliśmy, że potrafimy grać w piłkę ręczną. Zabrakło jeszcze może trochę na Barcelonę, ale w niedzielnym finale pocieszenia zagraliśmy jeszcze lepiej i pokonaliśmy THW Kiel. Do Kielc wracamy nie tylko z podniesioną głową, ale i wypiętą klatą. Wstydu nie przynieśliśmy - podkreślał młodszy z braci Lijewskich.
- Osiągnęliśmy historyczny wynik dla Kielc i polskiej piłki ręcznej. Bez wątpienia to najlepszy sezon w historii Vive Targi Kielce. Zdobyliśmy mistrzostwo i Puchar Polski, a do tego w debiucie dołożyliśmy brązowy medal Ligi Mistrzów - ocenił Grzegorz Tkaczyk, który rozegrał świetne spotkanie w finale pocieszenia. Niektórzy po tym występie zaczęli się zastanawiać, jakby potoczyła się półfinałowa rywalizacja z Barceloną, gdyby na boisku więcej czasu spędził Tkaczyk, a nie Uros Zorman. To już jednak historia i nic jej nie zmieni.
[nextpage]
Duma Polski i Kielc
Vive Targi Kielce to bez wątpienia wizytówka polskiego handballu. - Jestem dumny z moich chłopaków. Wywalczyliśmy trzecie miejsce, pokonując taką firmę jak THW Kiel. Walczyli z całych sił. Wstydu nie zrobiliśmy. Udowodniliśmy wszystkim, że przypadkiem się tutaj nie znaleźliśmy, że zaliczamy się do ścisłej europejskiej czołówki - podkreślał Bogdan Wenta, który po historycznych sukcesach z polską reprezentacją, pisze teraz piękne niczym bajka dzieje handballu w Kielcach.
- Jestem bardzo dumny z tej drużyny - podkreślał Bertus Servaas, który każdemu indywidualnie dziękował za trud i wysiłek włożony w ten sezon. Prezes klubu chodził po Lanxess Arena dumnie z żółto-niebieskim szalikiem i mógł być bardzo szczęśliwy, że sen nie tylko o budowie potęgi w Polsce, ale i Europie już się spełnia.
- To historyczny turniej nie tylko dlatego, że zdobyłem z HSV jako pierwszy Polak Ligę Mistrzów. To także wielki dzień polskiego klubu, któremu życzę, by w przyszłości znalazł się tutaj, gdzie jest teraz HSV Hamburg, czyli żeby wygrał Ligę Mistrzów. Wierzę, że tak dzień nastąpi - powiedział Marcin Lijewski.
Niemiecka perfekcja
Turniej Final Four Ligi Mistrzów w piłce ręcznej w Kolonii to już niemal tradycja. Byłem na żywo świadkiem trzech takich finałów i przyznam szczerze, że gdzie indziej tego turnieju sobie nie wyobrażam. Raz, że Lanxess Arena w Kolonii to największy tego typu obiekt w zakochanych w handballu Niemczech, a dwa nikt inny, jak nasi zachodni sąsiedzi nie zorganizuje tak perfekcyjnie tak dużej imprezy.
- Jestem pod ogromnym wrażeniem zarówno organizacji jak i oprawy Final Four Ligi Mistrzów. Choć nie gram, cieszę się, że mogę uczestniczyć w tym wielkim wydarzeniu. Naprawdę wielkie słowa uznania dla organizatorów, którzy wszystko mają dopięte na ostatni guzik i przygotowali imprezę perfekcyjnie - podkreślał Bartłomiej Tomczak, gracz Vive Targi Kielce.
W Kolonii zadbano o wszystko. 20 tysięcy kibiców nie nudziło się przed halą, gdzie odbywały się koncerty i mnóstwo innych imprez towarzyszących. Można było sobie nie tylko pomalować twarz w klubowe barwy oraz napić się piwa i coś zjeść, ale także wziąć udział w konkursach sprawnościowych i wygrywać nagrody związane z piłką ręczną.
Organizatorzy Mistrzostw Świata w Katarze w 2015 roku na stoisku reklamowym nie tylko promowali mundial, który odbędzie się za 2 lata, ale także dali możliwość wygrania oficjalnych koszulek imprezy kibicom celnie rzucającym na bramkę w konkretnie wyznaczone miejsca. Z kolei główny sponsor imprezy, Velux zorganizował niesamowity symulator dla kibiców, którzy z linii rzutów karnych musieli pokonać kartonowego bramkarza. Golkiper choć nie był żywy, reagował niekiedy lepiej niż prawdziwy bramkarz, a każdy kibic miał okazję na własnej skórze poczuć, co czuje zawodnik rzucający z siedmiu metrów.
Podobnie w korytarzach hali, atrakcji dla kibiców nie brakowało. Można było pograć w piłkarzyki (futbolowe, a nie handballowe), zrobić sobie zdjęcia z pięknym pucharem, zakupić (niestety drogie) gadżety wydane specjalnie na Final Four Ligi Mistrzów.
Fajerwerki i lasery
Warto jeszcze wspomnieć o oprawie wizualno - artystycznej. Słowa nie oddadzą tego, co przygotowali organizatorzy Final Four. - Tutaj zawsze wszystko jest na najwyższym poziomie, ale tegoroczna oprawa laserowo-pirotechniczna oraz muzyczna wszystkie dotychczasowe biła na głowę - uważa Eugeniusz Lijewski. Przed każdym meczem na platformie podwieszonej prawie pod sufitem Lanxess Arena występował zespół muzyczny. Były popisy akrobatyczne i kosmiczne wręcz efekty laserowe. Fantastyczna była ceremonia otwarcia i dekoracji. Bez wątpienia Final Four Ligi Mistrzów to jedna z najlepiej zorganizowanych imprez sportowych w Europie.
W trakcie imprezy były także konkursy i loterie fantowe. Wystarczy powiedzieć, że kibice wyjeżdżali z Kolonii bogatsi o spory zastrzyk gotówki, wycieczki w rejon Zillertal w Austrii, a jeden z młodych fanów wygrał samochód. Szczęśliwsi od niego byli chyba tylko gracze HSV Hamburg, którzy po raz pierwszy w historii klubu wygrali Ligę Mistrzów. Szczęśliwi do Polski wracali także kibice z Kielc i nie tylko, bo Vive Targi Kielce wspierało dopingiem także wielu rodaków z innych zakątków naszego pięknego kraju, który może być dumny nie tylko z siatkarzy, ale także piłkarzy ręcznych.
Z Kolonii dla SportoweFakty.pl
Maciej Kmiecik
Pozdrówcie Marko Vujina,osobiście jak go spotkam to spytam go,gdzie on był dzisiaj na boisku.