Łukasz Darowski: Na początek przypomnij może kibicom swoją sylwetkę. Gdzie zacząłeś przygodę z piłką ręczną?
Błażej Smyrgała: Jestem wychowankiem klubu Wisła Puławy, gdzie grałem przez większą część swojej przygody z polską piłką ręczną. W latach 2000-2004 w trakcie studiów reprezentowałem barwy AZS AWF Biała Podlaska. W tym okresie borykałem się jednak z poważnymi kontuzjami kolan i okres ten uznaję za nie najlepszy w mojej karierze sportowej. W 2005 wróciłem do Puław. Drużynę objął Ś.P Jacek Zglinicki i to on namówił mnie do kontynuowania treningów. W międzyczasie awansowaliśmy do ekstraklasy i pod wodzą Bogdana Kowalczyka, Edwarda Kozińskiego i przez krótki okres Romana Trzmiela miałem okazję przez dwa sezony grać przeciwko najlepszym drużynom w Polsce.
A jak dalej potoczyła się twoja kariera?
- W roku 2007 ukończyłem studia i zdecydowałem się na wyjazd na zachód. Miałem ofertę z Luksemburga, ale z różnych względów wybrałem Belgię i klub HBC Izegem występujący w 1 lidze, gdzie bardzo dobrą opinię Polakom zrobił Piotr Prószyński, były zawodnik z Puław. Klub miał zdecydowane i ambitne plany. W składzie było czterech Polaków oraz trener Andrzej Sokołowski, więc nadzieje były ogromne. Niestety wielu osobom w otoczeniu przeszkadzał fakt, że gra tu tylu Polaków, a Belgowie siedzą na ławce. Pierwsze niepowodzenia zaczęły nasilać konflikty w drużynie.
Jesteś zadowolony ze swojej dyspozycji?
- Osobiście tamten sezon mogę uznać za udany. W klasyfikacji strzelców zająłem 3. miejsce z ponad 120 bramkami na swoim koncie mimo, iż w 2 rundzie praktycznie cały czas byłem wyłączony z gry przez przeciwników. Zresztą zainteresowanie moją osobą było dosyć duże. Dostałem dwie oferty z klubów ekstraklasy. Najbardziej konkretna była z Lommel, ale wiązała się z przeprowadzką. W tym samym czasie trenerem klubu Apollon Kortrijk (20 km od Izegem) został Aleksander Lapitski, którego z pewnością pamiętają tacy zawodnicy jak Titow i Marhun. Był ich trenerem w reprezentacji juniorów. Tak się złożyło, że znaliśmy się już wcześniej i wiedząc jak wygląda jego warsztat pracy zdecydowałem się dołączyć do jego drużyny (pomimo, iż jest to zespół z 2 ligi). Razem ze mną zespół wzmocnił Szymon Jańczyk (wychowanek MKS Końskie). Dodatkowo za przejściem do Kortrijk przemawiał fakt, iż zostałem trenerem tamtejszej drużyny kadetów (15-16 lat). Zbieram zatem doświadczenie, gdyż nie ukrywam, że przyszłość wiążę z pracą trenerską. Natomiast w obecnym sezonie w dwóch meczach pucharu Belgii zdobyłem łącznie 30 bramek co pomogło nam awansować do kolejnej fazy rozgrywek, a w 1 meczu ligowym zdobyłem 11 bramek, wiec chyba jest ok. (śmiech).
Jak się żyje w Belgii? Były problemy z aklimatyzacją?
- Początki w Belgii nie były najłatwiejsze. Główną przeszkodą był język, który nie należy do najłatwiejszych. Na szczęście praktycznie każdy Belg zna angielski, więc z komunikacją nie ma problemów. Poza tym jest tutaj mała polska kolonia piłkarzy ręcznych. Trzymamy się razem i pomagamy sobie nawzajem.
Czego się nauczyłeś w Belgii?
- W Belgii na pewno nauczyłem się sumienności i dawania z siebie za każdym razem 100%. Belgowie za granie nie otrzymują właściwie żadnych pieniędzy i robią to z czystej przyjemności. Bacznie przyglądają się nam i musimy świecić przykładem. Poziom ligi nie jest za wysoki, ale braki w wyszkoleniu nadrabiane są niesamowitą ambicją, której my Polacy możemy tylko pozazdrościć.
Kto jest twoim sportowym wzorem?
- Od zawsze moim sportowym wzorem jest Michael Jordan, a jeśli chodzi o piłkę ręczna to chciałbym w wieku 40 lat mieć sprawność Roberta Nowakowskiego. Natomiast za najlepszego zawodnika uważam piłkarza występującego na mojej pozycji (prawe rozegranie) Islandczyka Stevansona.
Co Błażej Smyrgała robi w wolnych chwilach?
- W wolnych chwilach zwiedzam Europę, odpoczywam, gram w karty i na PlayStation 2 oraz odnajduję starych przyjaciół na pewnym portalu internetowym.