Musieliśmy się zapożyczyć - rozmowa z Wiesławem Rutkowskim, prezesem Olimpii-Beskidu Nowy Sącz

Problemy finansowe są wciąż dużym zmartwieniem sądeckiego klubu. Nie tylko brak sponsora przyprawia działaczy o ból głowy. Sporo zamieszania wprowadziła też opłata licencyjna.

Krzysztof Niedzielan: Związek Piłki Ręcznej w Polsce postanowił podwyższyć opłatę licencyjną z 5 tysięcy do aż 38 tysięcy złotych. Jak Olimpia-Beskid sobie z tym fantem poradziła?
Wiesław Rutkowski:

Wiem, że problem z wpłaceniem tej kwoty mają również inne kluby. O tym, że tak drastycznie wzrasta ta opłata, dowiedzieliśmy się dwa tygodnie przed startem rozgrywek i była to dla nas niemiła niespodzianka. 38 tysięcy złotych to bardzo dużo, szczególnie teraz, gdy przygotowujemy się do rozgrywek. Wystąpiliśmy do związku z prośbą o rozłożenie tej kwoty na raty i przedłużeniu terminu wpłaty. Pierwsza z nich nie spotkała się z aprobatą centrali. W piśmie znalazła się też informacja, że pieniądze mają znaleźć się na koncie ZPRP najpóźniej 2 września o 13:00. Nie czekaliśmy zatem na ostatnią chwilę i już wykonaliśmy przelew.

Od dawna wiadomo, że Olimpia-Beskid ma problemy finansowe. Jak udało się zorganizować taką sumę?

- Są to pożyczone pieniądze. Na chwilę obecną nie mielibyśmy możliwości, by wyłożyć je z własnej kieszeni. Nasza sytuacja finansowa jest trudna i z tego miejsca apeluję o pomoc do całego społeczeństwa, do każdej osoby, której piłka ręczna nie jest obojętna.

Klub wciąż nie znalazł sponsora?

- Od dłuższego czasu zwracamy się do firm, instytucji z naszego regionu, który postrzegany jest za wylęgarnię milionerów. Mimo wszystko bardzo ciężko nam zdobyć nawet jakieś "grosze" z jakiejkolwiek firmy. Nasz budżet opiera się przede wszystkim na dotacji z Urzędu Miasta. Do tego ludzie, którzy z nami sympatyzują, przekazują nam kwoty w wysokości 500, 1000 zł. Doceniamy to, ale w skali potrzeb są to małe pieniądze. Gdyby znaleźli się sponsorzy, którzy chcieliby mocniej się zaangażować, moglibyśmy zapewnić Olimpii stabilność i utrzymanie w Superlidze. Zaprzepaszczenie tego, co dziewczyny wywalczyły swoją ambitną postawą, byłoby barbarzyństwem.

Olimpia-Beskid już od wielu miesięcy bezskutecznie poszukuje sponsora. Aż nie chce się wierzyć, że po odbyciu tylu rozmów, wciąż nie udało się go znaleźć. Gdzie leży problem? Jak firmy argumentują swoje decyzje?

- Rozmawialiśmy z wieloma firmami, również tymi wielkimi. Uważam, że kwoty, o które prosiliśmy, nie stanowiłyby aż takiego problemu dla tych przedsiębiorstw. Wszyscy jednak mówią, że jest kryzys i każdemu jest ciężko. Ja to doskonale rozumiem, bo sam prowadzę własną firmę. Do tego dochodzą argumenty o braku zainteresowania sportem, piłką ręczną. W wielu przypadkach albo nie dostaliśmy odpowiedzi, albo odbijaliśmy się od ściany. Ludzie chodzą do kina i teatru, gdzie wydają też pieniądze i jest to całkowicie normalne. Jak dotąd wstęp na mecze był wolny, a teraz będzie za minimalną opłatą (5 zł i 3 zł dla dzieci i młodzieży do lat 16 - przyp. red.). Ciekawym jest fakt, że nasz klub stał się tematem towarzyskim w Nowym Sączu. Ludzie są dumni ze swoich szczypiornistek i szeroko komentują ich dokonania, doceniają ich zaangażowanie. Niestety brakuje w naszym regionie takiego nawyku sponsoringu. Jesteśmy jedyną drużyną sportową w tym mieście, która reprezentuje miasto na najwyższym szczeblu rozgrywkowym, reprezentuje w całej Polsce. Jeśli w kasie Olimpii-Beskidu znalazłoby się więcej pieniędzy, możnaby wtedy myśleć o pierwszej piątce, która otwiera już możliwości gry w europejskich pucharach i pokazania się nie tylko w Polsce, ale i poza jej granicami. Bez pomocy sponsorów nie będzie to możliwe. Mam nadzieję, że w końcu uda nam się skupić wokół klubu ludzi, którzy będą nas mocno wspierać.

Wciąż mówimy o problemach finansowych, a z drugiej strony o tym, że zawodniczki dostają pensje na czas. Jak udaje się to pogodzić?

- Trzeba też pamiętać o dotacji z miasta. Jak dotąd dostaliśmy 150 tysięcy, a przyznano nam o 100 tysięcy więcej. Pozostała część ma nam zostać przekazana w najbliższych dniach. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale faktem jest, że wynagrodzenie dla dziewczyn jest wypłacane na bieżąco. Wkładamy w to masę energii i też własnych pieniędzy. Będziemy grać w PGNiG Superlidze, ale znów się zadłużamy. Wyszliśmy ze starych długów, a teraz sytuacja się powtarza. Liczymy, że ten ruch się opłaci i pojawią się sponsorzy.

Co sądzi Pan o przygotowaniach do sezonu?

- Okres przygotowawczy został przepracowany bardzo ciężko, co na pewno zaprocentuje. Postawa zespołu w sparingach daje też nadzieję na to, że kibice będą oglądać wspaniałe widowiska. Chciałbym podkreślić, że jesteśmy już uznaną marką w Polsce. Nasza drużynę cechuje charakter, zaangażowanie i niemałe umiejętności. Mam nadzieję, że i w tym sezonie dziewczyny zaprezentują się podobnie, jak w ubiegłym.
Głównym celem w nadchodzących rozgrywkach będzie utrzymanie?
-

Uważam, że nasz obecny poziom sportowy jest zadowalający. Drużyna jest bardziej dojrzała, prezentuje się dobrze technicznie i wytrzymałościowo. Liczę na to, że będziemy w środku tabeli. Czy mam rację? Ocenią to kibice już w trakcie sezonu.

Latem do nowosądeckiej drużyny dołączyły takie zawodniczki jak Olga Figiel, Karolina Olszowa, Marta Wawrzynkowska i Paulina Masna. Czy szykujecie jeszcze inne wzmocnienia?

- Krótka ławka rezerwowych wciąż jest naszą bolączką. Prawdę powiedziawszy mamy teraz 9,10 zawodniczek z pola. Najmocniej mamy obstawioną bramkę, co nas cieszy. Pracujemy nad kolejnymi transferami. Chcielibyśmy jeszcze 2, a najlepiej 3 szczypiornistki. Nie chcę mówić o personaliach, ale zrobimy co w naszej mocy, by nowe twarze pojawiły się jeszcze przed rozpoczęciem sezonu. Szukamy wzmocnień na Ukrainie i w Polsce. Głównie chodzi nam o pozycję rozegrania. Ograniczają nas problemy finansowe, więc szukamy też w niższych klasach rozgrywkowych.

Źródło artykułu: