Możemy zaskoczyć każdą drużynę tej ligi - rozmowa z Mariuszem Jurasikiem, graczem Górnika Zabrze

- Jeśli wszyscy zaczną kapować o co trenerowi chodzi, to możemy zaskoczyć każdą drużynę tej ligi - mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Mariusz Jurasik, gracz Górnika Zabrze.

Marcin Ziach: Upragniony przez was sezon w końcu rusza. Górnik Zabrze jest chyba jego największą niewiadomą. W letnich sparingach nie zachwycaliście...

Mariusz Jurasik: Było ciężko. Graliśmy zazwyczaj dwa mecze pod rząd, przeplatając to wszystko wyczerpującymi treningami. W ostatnim tygodniu wreszcie zeszliśmy z tych obciążeń. Nieustannie działaliśmy cyklem trening i mecz, albo dwa treningi i mecz. Jest już ta monotonia i trochę zmęczenia materiału. W ostatnim tygodniu już odpuściliśmy te mocniejsze treningi i kierunkowaliśmy zajęcia stricte pod taktykę na mecz z Vive. Liczę, że świeżość już na inaugurację w Kielcach będzie widoczna.

Jak oceniasz dziś wasz potencjał? Dwie wysokie porażki z silnymi rywalami i trzy kolejne zwycięstwa z rywalami niżej notowanymi.

- Klasa rywali w sparingach, w których wygrywaliśmy, była znacznie niższa od Płocka czy Puław i mamy tego świadomość. Mam jednak nadzieję, że ostatnie zwycięstwa z Viretem i Piotrkowianinem to wynik nie tylko różniącego nas potencjału, ale też naszej lepszej postawy. Kiedy wygrywa się taką różnicą bramek, to na pewno w górę idzie morale i zespół zaczyna wierzyć, że potrafi grać dobrze i wygrywać. Musimy teraz tę wiarę przenieść na ligowe parkiety.

Drużyna, która odnosiła ostatnie zwycięstwa przed ligą to już był "ten" Górnik?

- Nie, to jeszcze nie był ten Górnik. Ja bym sobie życzył tego, żebyśmy grali równo przez 60 minut. Z Piotrkowianinem znowu było tak, że dobrze zaczęliśmy, a potem w ostatnich siedmiu minutach zaczęliśmy grać katastrofalnie. Przeciwnicy wyszli do mnie, wyłączyli mnie z gry i gra się cała posypała. Nie wiadomo w sumie dlaczego, bo już siedem miesięcy to trenujemy, a dalej to nie wychodzi. Musimy jeszcze nad tym popracować, bo dużo jest do poprawy. Wcześniejszy mecz w Piotrkowie pokazał, że nas na taką grę stać, dlatego jestem dobrej myśli.

Dzisiaj "Józek" w szatni Górnika to dalej zawodnik czy już bardziej przyszły trener?

- Rozdzielam te dwie funkcje. Przede wszystkim na razie uczę się od Patrika Liljestranda jego filozofii i jestem tłumaczem, jeśli chodzi o zwroty typowo boiskowe. Czasami jak się wkurzy, jak w przerwie z Piotrkowianinem, to zaczyna szybko gadać i muszę tłumaczyć nawet jego przekleństwa. Taki jest sport i tak trener motywuje ten zespół do walki. Widać było, że skutecznie, bo w drugiej połowie się podnieśliśmy i wyglądało dobrze.

Szwedzka szkoła w Zabrzu jak na razie zdaje egzamin?

- Zobaczymy w trakcie ligi. Na razie jesteśmy po okresie przygotowawczym i dopiero pierwsze kolejki nasze przygotowanie i formę zweryfikują. Boję się tylko tego, że jeszcze nie cały zespół zaskoczył w głowach tę skandynawską szkołę. Jeśli wszyscy zaczną kapować o co trenerowi chodzi, to naprawdę mamy kilka ciekawych zagrywek i wariantów, którymi możemy zaskoczyć każdą drużynę tej ligi. W tej chwili jest często tak, że pięciu, którzy są na boisku wie o co chodzi, a szósty nie do końca i potem się to wszystko sypie jak domek z kart. Musi się wszystko trzymać kupy i jak tak będzie, to powinno być dobrze.

Faza zasadnicza sezonu wcale nie jest najważniejsza i to co nie udało wam się latem wypracować, możecie potem nadrobić w play offach.
-

Na to wychodzi. Pokazał to w poprzednim sezonie przykład Kwidzyna, który rundę zasadniczą miał bardzo słabą, a mimo to zdobył medal z szóstego miejsca awansując do półfinału, gdzie potem ograł Puławy. Jak widać trzeba mieć formę na ostatnie półtora miesiąca w lidze. My będziemy chcieli grać równo przez większość sezonu, bo wiadomo, że przez cały się z wielu względów nie da.

Przed inauguracją PGNiG Superligi Mężczyzn czujecie dreszczyk emocji?

- Na pewno, bo wreszcie ta liga się zaczyna. Letnie przygotowania są najbardziej monotonne, bo trwają praktycznie półtora miesiąca. W końcu ta męczarnia się skończy i myślę, że naładowaliśmy na tyle te baterie, że przynajmniej do Świąt Bożego Narodzenia nam sił nie zabraknie.

Patrząc na szatnię Górnika od środka, do Kielc jedziecie po punkty czy po to, by zaprezentować się dobrze i przegrać jak najniżej?
-

Odkąd gram w piłkę ręczną, to gdzie bym nie jechał - zawsze jadę po punkty. Zdajemy sobie sprawę z klasy rywala, że gramy z trzecim zespołem Ligi Mistrzów poprzedniego sezonu. Wiemy, że będzie niemiłosiernie trudno, żeby wywieźć stamtąd punkt. Ale trudno, trzeba powalczyć. Jeśli mielibyśmy jechać do Kielc po to, żeby przegrać jak najniżej, to po co w ogóle się męczyć. Lepiej zostać w Zabrzu, oddać mecz walkowerem 10:0, a potem się przygotowywać do meczu z Lubinem w drugiej kolejce. Jedziemy tam powalczyć i na pewno tanio się nie sprzedamy, a może się uda nam się sprawić niespodziankę.

Kiedy będzie można z waszej gry zacząć wyciągać pierwsze wnioski? Trzy kolejki nowego sezonu dają już takie prawo?

- Ciężko powiedzieć, bo gramy z mistrzem i wicemistrzem Polski w pierwszych trzech kolejkach. Myślę, że tych 5-6 pierwszych meczów powinno już pokazać, że będziemy zespołem, który już na jesień będzie w tej lidze coś znaczył.

Źródło artykułu: