Końskie postawiło się Śląskowi - relacja z meczu Śląsk Wrocław - KSSPR Końskie

Kolejny trudny sprawdzian zaliczony przez wrocławskich szczypiornistów. W 3. kolejce Śląsk pokonał KSSPR Końskie we własnej hali 31:27 (15:13). Goście jednak postawili poprzeczkę zaskakująco wysoko.

Obie drużyny zaczęły spotkanie dość nerwowo, chcąc pierwszym, szybkim uderzeniem ustawić sobie rywala. Z powodu agresywnych stref obronnych pierwsza bramka padła jednak dopiero w 5. minucie. Jej autorem był Sebastian Smołuch. Śląsk swojej szansy szukał w kontratakach i szybkich wznowieniach gry po straconej bramce, natomiast przyjezdni preferowali uporządkowany atak pozycyjny.

W 10. minucie karnego dla gospodarzy wykorzystał Andrzej Kryński i wyrównał wynik spotkania na 4:4. Chwilę później na 6:5 dla gości podwyższył z siedmiu metrów Tomasz Napierała. Gra wyglądała na bardzo wyrównaną. "Wojskowi" często uruchamiali swojego obrotowego, Łukasza Jarowicza. Szczypiorniści KSSPR decydowali się zazwyczaj na rzuty z drugiej linii z wypracowanych pozycji.

W 15. minucie po zgubieniu piłki przez gości i kontrataku, Śląsk pierwszy raz wyszedł na prowadzenie (8:7). Walka na parkiecie była bardzo zacięta, ponieważ żadna z drużyn nie potrafiła wypracować sobie jakiejkolwiek przewagi. Prowadzenie zmieniało się co kilka minut, ale prowadzenie jednobramkowe, praktycznie nieodczuwalne.

Po 20. minucie szczypiorniści z Końskich popełnili błąd faulu w ataku. Ze skrzydła rzut Przemysława Matyjasika obronił Marcin Schodowski i gospodarze mieli okazję na wyższe prowadzenie. Niestety, kara dla Arkadiusza Miszki i straty wynikające z gry w osłabieniu spowodowały kolejne wyrównanie wyniku (13:13). Kiedy już wydawało się, że jedna z ekip odskoczy, zazwyczaj kończyło się to rzutem w poprzeczkę, w słupek lub niedokładnym podaniem. Kilka sekund przed końcem pierwszej części po przerzucie przez całe boisko Jarowicza, bramkę z kontry na 15:13 zdobył nr 4.

Po przerwie gospodarze dobrze rozpoczęli powiększając przewagę do trzech trafień (17:14). Aktywnie w ataku pokazywał się Maciej Ścigaj, który skutecznie rzucał z drugiej linii. Końskie nie rezygnowało, ale obrona wrocławian była szczelna i czujna. Zdecydowanie trudniej przychodziło gościom trafianie do bramki Schodowskiego. Natomiast ciężar gry "Wojskowych" rozkładał się równomiernie na Bogumiła Barana, Arkadiusza Miszkę i Macieja Ścigaja.

Konsekwentnie Śląsk utrzymywał lub lekko powiększał przewagę (23:19). Na boisku pojawiła się wrocławska "wieża" – Bartłomiej Koprowski, który szybko popisał się efektownym rzutem z drugiej linii. Po 45. minutach goście złapali jakby drugi oddech i doszli na 23:21. O czas poprosił trener Aleksander Malinowski, wiedząc, że sytuacja na parkiecie może się zaraz diametralnie zmienić. Podziałało.

W bramce równą formę prezentował Schodowski, a jego koledzy z drużyny wykorzystywali szansę powiększania przewagi (25:21). Nadzieję Końskim dawała wciął Matyjasik, który ze stuprocentowa skutecznością wykorzystywał rzuty karne (6/6). Wydawać by się mogło dość bezpieczna wypracowana zaliczka pozwoli wrocławianom dowieźć korzystny wynik. Ostatnie minuty jednak to nerwowa gra z obu stron i możliwość zarówno zmniejszenia przewagi jak i wcześniejszego rozstrzygnięcia.

Doszło do tego ostatniego. W 55. minucie dwuminutowa kara dla gości przy stanie 28:23 mogła stać się gwoździem do trumny przyjezdnych szczypiornistów. Stała się nią dopiero kolejna "dwójka" dla zespołu trenera Michała Przybylskiego kilkanaście sekund później za niesportowe zachowanie jednego z zawodników z ławki. Wrocławianie przyjęli z chęcią prezent w końcówce od swoich kolegów po fachu i spokojnie zakończyli mecz z bezpieczną przewagą – 31:37.

Śląsk Wrocław - KSSPR Końskie 31:27 (15:13)
Śląsk:

Schodowski, Phelippe, Krupa 1, Płonka 4, Kryński 3, Herudziński 1, Baran 3, Koprowski 2, Jarowicz 4, Miszka 3, Nowak 1, Wróblewski 3, Ścigaj 6.

Końskie: Witkowski, Maleszak, Sękowski, Gmerek 2, Matyjasik 10, Słonicki 2, Bodasiński, Ratuszniak, Napierała 4, Pilarski 4, Dankowski 4, Bąk, Smołuch 4.

Sędziowie: Krzysztof Musiał, Andrzej Szynklorz

Widzów: 200

Źródło artykułu: