Zespół Aleksandra Malinowskiego nie błysnął jednak na początku spotkania z kaliszanami. Najpierw po pięciu minutach przegrywał 0:2, kilka chwil później 3:6. - Przede wszystkim mieliśmy problemy z pokonaniem bramkarza MKS-u. Raziliśmy nieskutecznością w ataku, a więc sami byliśmy tak naprawdę dla siebie problemem. Na początku spotkania wkradła się pewna nerwowość. W końcowym efekcie jednak wygraliśmy, głownie dzięki doświadczeniu oraz szerokiej i bardzo wyrównanej ławce rezerwowych - relacjonuje bramkarz Śląska Marcin Schodowski
Wrocławianie swoją wyższość udowodnili wyraźnie w samej końcówce. Posypał się grad bramek, zdobywanych przez praktycznie wszystkich zawodników na boisku. Cennym atutem okazali się zmiennicy. - Mamy długą ławkę rezerwowych. W tamtym roku problemy sprawiły nam kontuzje i to była nasza bolączka. Na dzisiaj wszyscy są zdrowi i dyspozycyjni na 100 procent. Każdy, kto wchodzi z ławki rezerwowych, daje coś bardzo pozytywnego dla zespołu i, co najistotniejsze, nie spada poziom drużyny na parkiecie. W tym tkwi na dzień dzisiejszy siła WKS-u Śląska Wrocław - stwierdza Schodowski
W następnej kolejce liderzy grupy B pierwszej ligi zmierzą się z z Olimpem Grodków. Przypomnijmy tylko, że w sezonie 2011/2012 grodkowianie sprawili sensacje, wygrywając u siebie ze Śląskiem 30:29. Czy i tym razem doczekamy się niespodzianki? Pojedynek tych ekip już 19 października.
Wydaje mi się, że ten tekst nie jest tylko o wygranej z Kaliszem, która po prostu pełni tu rolę najświeższego meczu na dzisiaj.