Dzień bramkarzy - relacja z meczu KSSPR Końskie - Śląsk Wrocław

To był mecz godny zespołów z czuba tabeli. Pierwsza odsłona należała do KSSPR, druga do Śląska i goście pierwszy raz w tym sezonie musieli podzielić się punktami z rywalem.

To widowisko oglądał nadkomplet publiczności. Zawodnicy Śląska Wrocław liczyli na 16. kolejne zwycięstwo w rozrywkach, natomiast KSSPR Końskie po cichu, a po pierwszym gwizdku sędziów już otwarcie - na skarcenie faworyzowanego rywala. Wyszedł z tego świetny mecz, a jego końcówka była z gatunku tych z Alfreda Hitchcocka. Kto nie był, niech żałuje.

Pierwsza odsłona w pełni należała do gospodarzy. Zaskoczeni goście tylko raz doprowadzili do remisu (1:1 w 4. minucie). Podopieczni Michała Przybylskiego  zaskoczyli lidera bardzo aktywną obroną i skuteczną grą w ataku. Wychodziło im niemal wszystko, a bramki padały z każdej pozycji na boisku. Z kolei zawodnicy trenera Aleksandra Malinowskiego momentami wyglądali i zachowywali się tak, jakby pierwszy raz grali w piłkę ręczną, choć to przecież liderzy rozgrywek. Stąd też pierwsza odsłona zakończyła się jak najbardziej zasłużonym 4-bramkowym prowadzeniem konecczan.

W przerwie w szatni Śląska musiało być gorąco, bo na drugą odsłonę wyszła jakby inna drużyna. Wyglądało to tak, jakby zespoły zamieniły się rolami. Wrocławianie mozolnie odrabiali straty z pierwszej odsłony spotkania. Zdobywali bramki seriami i gdyby nie fantastyczna postawa w bramce Rafała Ratuszniaka, to przyjezdni nie musieli by obawiać się o wynik spotkania. Zresztą to samo mogą powiedzieć gospodarze o pracy między słupkami Marcina Schodowskiego, którego w drugiej odsłonie całymi minutami nie mogli pokonać wybrańcy Przybylskiego. Nie dziwi więc niewielka liczba zdobytych bramek, a rezultat drugiej połowy może tej kategorii kandydować do Księgi Guinnessa.

Na pierwsze prowadzenie lider rozgrywek wyszedł w... 54. minucie gry (21:22) po trafieniu Macieja Ścigaja. To co zdarzyło się potem, z pewnością nie mogliby oglądać ludzie o słabych nerwach. Od tego momentu żadnej z ekip nie udawało się zmienić wyniku, nawet w tak dogodnej sytuacji, jak oko w oko z bramkarzem ekipy przeciwnej. Ten stan rzeczy trwał aż do ostatniej sekundy gry! Kapitalną, szkoleniową akcję konecczan z lewego skrzydła celnym rzutem wykończył Przemysław Matyjasik. Piłka wpadła do siatki, zabrzmiała końcowa syrena i zawodnicy KSSPR-u Końskie odtańczyli na parkiecie taniec (niemal) zwycięstwa przy ogłuszającym aplauzie miejscowej publiczności.

KSSPR Końskie - Śląsk Wrocław 22:22 (16:12)

KSSPR: Ratuszniak - Maleszak 4, Bodasiński 4 (1/1), Matyjasik 3, Gmerek 3, Smołuch 2, Dankowski 2, Napierała 2 (2/3), Bąk 1, Dobrowolski 1, Pilarski, Sękowski, Słonicki, Grabarczyk.
Karne: 3/4.
Kary: 8 minut (Bąk - 4 min., Matyjasik i Dankowski - po 2 min.).

Śląsk: Schodowski, Philippe - Płonka 5, Nowak 4, Ścigaj 3, Miszka 3, Kryński 3 (2/2), Koprowski 2, Jarowicz 2, Herudziński, Baran, Wróblewski.
Karne: 2/2.
Kary: 8 minut (Herudziński, Baran, Jarowicz i Wróblewski - po 2 min.).

Sędziowali: Jacek Moskalczyk (Żarówka) – Marcin Pazdro (Mielec).
Widzów: 500.

Źródło artykułu: