Płocczanie w środowym spotkaniu w Hali Legionów ulegli kieleckiej ekipie 26:34, już w pierwszej części meczu pozwalając rywalom na przejęcie inicjatywy i dyktowanie warunków gry. W 15. minucie Vive Targi prowadziły już 11:5, a przed przerwą zdołały powiększyć przewagę o jeszcze jedno trafienie. W ocenie Adama Wiśniewskiego to właśnie pierwsza część meczu zadecydowała o porażce Wisły.
- To spotkanie było podobne do poprzedniego. W pierwszej połowie Vive nam odjechało za bardzo, my graliśmy słabo, Vive natomiast koncertowo. To jest przyczyna naszej porażki, bo znowu przegraliśmy pierwszą połowę siedmioma czy ośmioma bramkami. Z takim rywalem później ciężko jest gonić - stwierdził "Gadżet".
Po zmianie stron Nafciarze nie zrezygnowali jednak z prób odwrócenia losów rywalizacji. Podopieczni Manolo Cadenasa rzucili się do pogoni i korzystając na chwilowym kryzysie rywali w 52. minucie przegrywali już tylko 24:27. Doprowadzić Wiślacy jednak nie zdołali. - Takie odrabianie kosztuje nas sporo sił i zdrowia, mamy trochę krótszą ławkę i przez to Vive odskoczyło znowu na siedem, osiem bramek - tłumaczył Wiśniewski.
Środowy mecz w Kielcach był czwartą potyczką obu ekip w obecnych rozgrywkach. Co ciekawe do końca sezonu Vive i Wisła mogą spotkać się jeszcze aż ośmiokrotnie. Pierwszą okazja ku temu może być finał PGNiG Pucharu Polski, który zaplanowany został na drugi weekend kwietnia.