Od początku meczu widać było różnicę poziomów między zespołami. Gospodarze rozpoczęli od pewnych akcji ofensywnych. Wykorzystywali m.in. dobre warunki fizyczne Bartłomieja Koprowskiego, który rzucał z drugiej linii z przygotowanych pozycji. Szczypiorniści Anilany ustępowali Śląskowi nie tylko pod względem warunków fizycznych, ale także umiejętności. W obronie zaś goście odbijali się jak od ściany. Dodatkowo dobra formę zaprezentował Marcin Schodowski w bramce.
O czas w 9. minucie poprosił trener łódzkiej drużyny Józef Kulik. Jego podopieczni nie rzucili wtedy jeszcze żadnej bramki, natomiast WKS miał już na swoim koncie 8 trafień! Po przerwie jednak niewiele się zmieniło. Łodzianie grali zbyt prostą pasywną piłkę. Nie sprawiali rywalom żadnego problemu w ataku. W 11. minucie na tablicy widniał już wynik 10:0. Wtedy pierwszy rzut karny w meczu przyznano gościom. Wydawało się, ze w tym momencie powinien paść pierwszy dla nich gol, ale znakomicie rzut Szymona Jakubca obronił Schodowski.
Pierwsze trafienie łodzianie zdobyli w 14. minucie. Nie zmieniło ono jednak nic w ich grze, która okazała się w starciu z renomowanym przeciwnikiem po prostu zbyt czytelna. Śląsk zdobywał kolejne bramki praktycznie ze wszystkich pozycji, prezentował szeroki repertuar zagrywek, włącznie z popularną na świecie "kempą".
Zespół Anilany szukał swojej szansy w rzutach z drugiej linii, niestety piłka często napotykała blok lub po prostu Schodowskiego. Do końca pierwszej połowy WKS kontrolował wynik, nawet w osłabieniu zdobywając więcej bramek niż rywal. Na przerwę wrocławianie schodzili, prowadząc aż 21:8.
W drugiej części meczu Śląsk na każdym kroku podkreślał swoją wyższość. Ponownie rozstrzelał się Koprowski. Efektowną akcję sam na sam "wyciągnął" Schodowski. Trzeba jednak przyznać, że łodzianie poprawili grę z kontrataku i praktycznie z tego elementu udawało im się zdobywać najwięcej bramek. Skutecznie z podłoża rzucał także Piotr Rutkowski. Były to jednak pojedyncze pozytywne akcenty w wykonaniu ekipy gości, której brakowało doświadczenia i szerokiej ławki rezerwowych.
W drugiej połowie Aleksander Malinowski ustawił swoich graczy w formacji obronnej 5-1, z wysuniętym Koprowskim. Takie rozwiązanie sprawiało olbrzymie trudności w rozgrywaniu piłki w ataku łódzkim szczypiornistom. Ich akcje traciły tempo, a sami zawodnicy grali bardziej statycznie. Dochodziły do tego proste, niewymuszone błędy. W meczu nie zobaczyliśmy praktycznie żadnych emocji, zobaczyliśmy tylko dowód, że Superliga Śląskowi należy się jak psu buda.
Ostateczny wynik wygląda jednoznacznie - 39:18. Można powiedzieć, że rezultat dobrze odzwierciedla pragnienia wrocławian o najwyższej klasie rozgrywkowej w ich mieście. Jeśli zawodnicy WKS-u tak bardzo chcieli awansować, jak dzisiaj zdobywać bramki, to o walkę w Superlidze możemy być spokojni.
Śląsk Wrocław - Anilana PŁ UŁ Łódź 39:18 (21:8)
Śląsk:
Schodowski, Krupa - Philippe, Płonka 4, Kryński 9, Koprowski 10, Herudziński 4, Jarowicz 3, Miszka 3, Wróblewski 6.
Anilana: Bilichowski, Bartczak - Misiak, Janczak, Rembieliński, Wypych 1, Wawrzyniak 4, Jakubiec 2, Rutkowski 8, Pałasiak 3.
Widzów: 200
Sędziowie: Mariusz Wołowicz, Andrzej Gratunik