Już od pierwszych minut meczu między Vive Targami Kielce a Rhein-Neckar Löwen widać było niesamowite zaangażowanie, z jakim do zawodów podeszli zawodnicy z województwa świętokrzyskiego. Pierwszy kwadrans w ich wykonaniu był niemalże koncertowy. Kielczanie w początkowej fazie meczu nie popełnili żadnego błędu, dzięki czemu zdołali wyjść na prowadzanie 15:7. Słabszy moment gry przyszedł dopiero w drugie części pierwszej połowy i trwał on do momentu, gdy Lwy zdołały doprowadzić do remisu. Ostatecznie kielczanie wygrali różnicą czterech trafień, chociaż z przebiegu spotkania wydawało się, że przewaga będzie większa.
- To był bardzo dobry, zacięty mecz. Zagraliśmy dobrze w obronie. Prowadziliśmy już siedmioma bramkami, ale Lwy w pewnym momencie zagrały lepiej w defensywie i przeprowadziły wiele kontrataków, rzucili z nich aż dwanaście bramek - mówił po meczu skrzydłowy kieleckiego zespołu, Manuel Strlek i kręcił głową - Nie możemy tracić aż tak wielu bramek w tym elemencie gry, musimy szybciej wracać do obrony.
Kielczanie zawsze dobrze radzili sobie w spotkaniach przeciwko niemieckim drużynom. Tylko w tym sezonie zanotowali na swoim koncie już dwa zwycięstwa i remis wywieziony z trudnego terenu, ze Sparkassen Areny. Czy cztery bramki zapasu po pierwszym spotkaniu 1/8 finału Ligi Mistrzów to wynik optymalny? - Można powiedzieć, że wygraliśmy te cztery bramki. To jest dobry rezultat, teraz jedziemy do Mannheim nie po to, by utrzymać przewagę, jedziemy tam wygrać. W piłce ręcznej wszystko jest możliwe. Tam będzie nowy mecz, wszystko zacznie się od stanu 0:0. My będziemy chcieli wygrać - dodaje zawodnik mistrzów Polski.
Po tym jak iskrzy na linii trenerskiej, mamy gwarancję wojny na całego w Niemczech