Ostatni mecz w sezonie zasadniczym nie zmienił dorobku punktowego w tabeli legionowskiej siódemki. Bardzo duży wpływ na taki stan posiadania miał niewykorzystany w ostatnich sekundach meczu rzut karny. - Na pewno tak, ale ja bym się nie koncentrował na tym jednym rzucie karnym. Tak po prostu wyszło z przebiegu meczu. Wiadomo, że pierwszy rzut liczy się tak samo jak ostatni - kontrargumentował szkoleniowiec KPR-u Robert Lis.
- Myślę, że ta drużyna ma w sobie jakiś potencjał, który powoduje, że wszystko funkcjonuje jak należy. Tak na gorąco to wydaje mi się, że zabrakło nam szczęścia, albo też bramkarz Pogoni wykazał się lepszym kunsztem i obronił ten ostatni rzut. Jako trener mogę być zadowolony, bo drużyna walczyła przez 60 minut z wyżej notowanym przeciwnikiem na ich terenie - kontynuował opiekun legionowian, po czym dodał. - Robimy postępy tylko ja się boję, że mamy coraz mniej czasu. Póki są matematyczne szanse będziemy jednak walczyć do końca.
Słabszy występ zaliczył w sobotę Witalij Titow. Miał jednak dwóch godnych zastępców. Jednym z nich był bohater ostatniej, nieszczęśliwej akcji Tomasz Pomiankiewicz, który dał się zapamiętać niewykorzystanym rzutem karnym. - Ja już nie chciałbym wracać do tego karnego. Rzucił 5 karnych, nie rzucił decydującego, zdarza się. Absolutnie nie mam do niego pretensji. W drugiej połowie popełniliśmy kilka kardynalnych błędów, po których straciliśmy bramki. Liczy się ogół, całokształt, a nie tylko ta jedna sytuacja - uciął temat Lis.
- Co do Titowa, myślę, że Pogoń zagrała pod niego bardzo dobrze i bardzo agresywnie. Tego dnia rzucił może mniej bramek, ale uważam, że to był jego kolejny bardzo dobry występ. Wiązał na sobie obrońców, puszczał piłkę dalej, stąd padło kilka goli autorstwa Prątnickiego, Pomiankiewicza czy też obrotowego. Nie gramy pod jednego zawodnika, bo tak się po prostu nie gra. Razem rzuciliśmy ich 29. Nie jest źle. Więcej pretensji mam do obrony, bo straciliśmy te 30 bramek, a to jest jednak za dużo. Żeby móc wygrywać mecze musimy zejść do 25 straconych goli - podsumował szkoleniowiec.