Przez większość pojedynku z PE Gwardią, ekipa z Mazowsza była zmuszona do gonienia wyniku. Legionowianie wskoczyli na właściwe obroty dopiero w ostatnich dwudziestu minutach rywalizacji, w czasie których najpierw odrobili straty, ze stanu 17:21, aby tuż przed końcem zawodów wyjść nawet na prowadzenie 26:24. W najważniejszych akcjach, choćby przy rzucie wolnym na trzy sekundy przed ostatnim gwizdkiem, graczom KPR-u zabrakło jednak zimnej głowy.
- Jestem bardzo szczęśliwy z tego, że pomimo spadku z ligi mój zespół podjął walkę. Z wyniku absolutnie nie jestem zadowolony. W pierwszych czterdziestu minutach graliśmy słabo. Związane było to z tym, że przyjechaliśmy do Opola w dniu meczu. Zawodnicy długo nie mogli złapać odpowiedniego rytmu. Końcówkę rozwiązaliśmy tragicznie i za to mam olbrzymie pretensje do drużyny. Do zwycięstwa zabrakło nam ligowego cwaniactwa - podsumował występ swoich podopiecznych Robert Lis.
[ad=rectangle]
Co ciekawe, gra szczypiornistów z Legionowa zaczęła nabierać rozpędu właściwie bez udziału ich lidera, Witalija Titowa. Białorusin został pokryty indywidualnie jeszcze przed upływem 10. minuty spotkania, ponieważ do tego czasu zanotował już cztery trafienia. Całe zawody zakończył z dorobkiem siedmiu goli, ale żadnego z nich nie zdobył w drugiej połowie.
- Po ostatnich występach Witka, zdajemy sobie sprawę z tego, że jak wejdzie on dobrze w mecz, to przeciwnicy od razu go wyłączają. Dlatego przygotowywaliśmy kilka innych wariantów i stąd też lewa połówka, środek rozegrania i obrót były naszymi mocnymi punktami - dodał szkoleniowiec.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!
Zgodnie z jego słowami, zdecydowanie największy wpływ na udaną pogoń w wykonaniu KPR-u mieli Michał Prątnicki i Łukasz Wolski. Pierwszy, wraz z upływem czasu, coraz lepiej dyrygował poczynaniami swoich kolegów, natomiast drugi świetnie spisywał się w roli egzekutora. Obaj zapisali na swoim koncie po sześć bramek.
- Na każdej pozycji mam wartościowych zawodników, nie opieramy się tylko na grze Titowa. Wiadomo, jeżeli jemu idzie i przeciwnicy pozwalają mu rzucać, to trzeba by być idiotą, żeby tego nie wykorzystywać. Dlatego nieraz Witek, skoro może, zdobywa i po 15 bramek. Ale jeśli jest wyłączany i dobrze pilnowany, tak jak to miało miejsce w Opolu, włączają się inni zawodnicy i tak to powinno wyglądać - zakończył Lis.