Gaz-System Pogoń znalazła zastępcę dla Stojkovicia? "To zadziałało na mnie mobilizująco"

Przed rewanżowym spotkaniem z MMTS-em Kwidzyn z obozu Gazowników dochodziły głosy, że z powodu urazu nie wystąpi Tomislav Stojković. Bardzo dobrze zastąpił go jednak Paweł Matkowski.

Krzysztof Kempski
Krzysztof Kempski
W sobotę szczecinianie w starciu z MMTS-em Kwidzyn udowodnili, że nawet porażka różnicą 6 bramek nie jest taką, której nie można odrobić. Przez pierwsze 9 minut czyste konto zachowywał bramkarz Gazowników Paweł Matkowski, który był w tym meczu jedyną ostoją gospodarzy. - Byliśmy bardzo skoncentrowani. Przegraliśmy w Kwidzynie sześcioma bramkami i chcieliśmy szybko tę stratę odrobić. Wyszliśmy na ten mecz naładowani. Obrona mocno pomagała mi w bramce. Bardzo dobrze realizowaliśmy założenia taktyczne. Efektem tego była nasza 9-10-bramkowa przewaga. Zadanie zostało wykonane - powiedział niewątpliwy, ale nie jedyny, bohater tych zawodów.
O tym, że tak właśnie będzie dowiedział się już przed meczem. Uraz wykluczył bowiem z gry Tomislava Stojkovicia. "Maska" zapytany, jak to na niego podziałało, nie ukrywał. - Tak wiedziałem o tym. "Tomek" zmaga się z urazem mięśnia. Ma go dość mocno naciągniętego i jego występ był wykluczony. To zadziałało na pewno mobilizująco. Wiedziałem, że jestem jedyny i muszę sam dać sobie radę w bramce.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Co ciekawe, koledzy z drużyny przeciwnej przyznawali, że znają sposób bronienia 24-latka, ale i tak nie ukrywali swojego zaskoczenia postawą golkipera gospodarzy. - Czy ich zaskoczyłem? Pewnie trochę tak. Myślę jednak, że zaskoczyliśmy ich tą wysoką, agresywną obroną. Ja mogłem pomóc kolegom i wyciągać te piłki, które zbyt mocne nie były. To nie była tylko moja zasługa, ale całej obrony - dodał skromnie.
Matkowski (z lewej) godnie zastąpił Stojkovicia Matkowski (z lewej) godnie zastąpił Stojkovicia
Kluczowym momentem spotkania był okres gry między 52. a 57. minutą meczu. Podwójną karę otrzymał Michal Bruna. Wcześniej, bo w 52. parkiet opuścił Mateusz Zaremba, a jakby tego było mało, z "dwójką" zszedł jeszcze Łukasz Gierak (57. min.). We wszystkich tych momentach na wysokości zadania stanął jednak Matkowski, który swoimi dobrymi interwencjami nie pozwolił na odmianę losów tego spotkania. - Rzeczywiście była taka sytuacja, że ten mecz do samego końca nie był jeszcze rozstrzygnięty. Dostaliśmy aż 4 minuty kary, a było tylko 8 bramek różnicy. Starałem się skoncentrować i wykonać swoją pracę najlepiej jak potrafię - zakończył.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×