Myśląc o pozostaniu w gronie pierwszoligowców podopieczni Jana Orzecha musieli zdobyć komplet punktów w meczu w Lesznie. Ekipa Realu to zaledwie jedna z dwóch drużyn, która poległa w starciu z brodnickim MKS-em. Dodatkowo 2015 roku nie rozpoczęła udanie.
[ad=rectangle]
Przyjezdni szybko przekonali się, że o jakąkolwiek zdobycz będzie im trudno. Prowadzili jedynie w pierwszych minutach. Po kwadransie gry trzy bramki więcej mieli na swoim koncie już miejscowi. Do gry powrócił Krzysztof Misiaczyk i od razu stał się jednym z najlepiej rzucających graczy Realu, zdobywając 6 bramek. Więcej razy dla leszczynian trafiał tylko Michał Przekwas (7 goli w meczu).
Do przerwy zawodnicy Ryszarda Kmiecika prowadzili różnicą trzech bramek. Swoją wyższość nad przeciwnikami pokazali po zmianie stron, kiedy spokojnie punktowali rywali i powiększali swoją przewagę. Na pochwały zasłużyła defensywa Wielkopolan, która w ostatnich potyczkach nie funkcjonowała najlepiej. Po przerwie MKS zdołał rzucić jedynie 10 goli, a w całym meczu 21.
Spośród gości tylko Mateusz Matlach może zaliczyć to spotkanie do udanych. Gracz był najlepszym strzelcem na parkiecie, zdobywając w środę 8 bramek. To jednak nie wystarczyło, by jego drużyna wywiozła punkty z Leszna.
Po raz pierwszy w 2015 roku kibice Realu nie musieli denerwować się w końcówce. Spotkanie zostało rozstrzygnięte zdecydowanie wcześniej. Gospodarze prowadzili różnicą nawet 10 bramek, ale ostatecznie potyczka zakończyła się wynikiem 30:21.
Real Astromal Leszno - MKS Henri Lloyd Brodnica 30:21 (14:11)