Monika Głowińska: Zrobiłyśmy kolejny krok do przodu

Mecz w Szczecinie pomiędzy miejscową Pogonią Baltica a Ruchem miał swoje dwa oblicza. Ważniejsze, że stał na dobrym poziomie sportowym. Nie zabrakło też najistotniejszego - emocji.

Pierwszy kwadrans spotkania w Szczecinie, w którym SPR Pogoń Baltica mierzyła się z KPR-em Ruchem Chorzów był bardzo wyrównany. Aż pięciokrotnie na tablicy pojawił się remis. Do końca pierwszej połowy i długo w drugiej lepiej wyglądały miejscowe. W końcówce ekipa ze Śląska doprowadziła jednak do wyrównania. Lepiej nerwy na wodzy utrzymały ostatecznie szczecinianki, które nie kryły swojej radości. - Przyszło ono z wielkim trudem, ale najważniejsze, że wygrałyśmy ten mecz różnicą większą niż dwoma bramkami. W Chorzowie przegrałyśmy właśnie dwoma trafieniami i teraz trzeba było wygrać minimum trzema. To zwycięstwo jest wyższe, z czego się bardzo cieszymy - podkreśliła Monika Głowińska.
[ad=rectangle]
- Druga sprawa, Ruch wcale nie jest słabym zespołem. Są wybiegane, przez całe 60 minut dotrzymywały nam kroku. My biegamy dobrze, ale one również. Cieszymy się, że awansowałyśmy do rundy finałowej Pucharu Polski - dodała doświadczona rozgrywająca.

Zwycięstwo 33:27 sprawiło, że Pogoń znalazła się w czwórce najlepszych w kraju już drugi sezon z rzędu. Popularna "Monza", choć niewątpliwie zadowolona, patrzy jednak szerzej. - Ja osobiście jestem niesamowicie szczęśliwa, że robimy krok do przodu po raz drugi awansując do Final Four. Dzisiaj mogę się pocieszyć, jutro muszę o tym jednak zapomnieć. W niedzielę mamy kolejne ważne spotkanie, do którego trzeba się bardzo dobrze przygotować. Do końca sezonu zostały już tylko trzy mecze, a my w każdym chcemy walczyć o dwa punkty. Czeka nas teraz chwila radości i odpoczynku, a od następnego dnia przygotowania do kolejnego meczu - przyznała nasza rozmówczyni.

Wracając jednak do samego spotkania, z bardzo dobrej strony pokazała się Ukrainka Viktoria Belmas. Zauważyli to trenerzy z Grodu Gryfa i właśnie Głowińskiej przydzielili za zadanie wyłączenie rywalki z gry. Do pewnego momentu przynosiło to efekt. - Ogólnie ten mecz był dziwny pod wieloma względami. Miałyśmy przewagę pięciu bramek, potem chorzowianki nas doszły, znowu my trochę zyskałyśmy. Czy sama Viktoria Belmas była zagrożeniem? Nie. Ruch gra zespołowo w piłkę ręczną. Każda zawodniczka stanowi zagrożenie. Trener zdecydował się na taki manewr, chwilowo przyniósł on korzyści. Generalnie rzecz biorąc, patrzymy na ten mecz pod kątem wygranej i awansu - skwitowała na sam koniec rozgrywająca szczecinianek.

Komentarze (0)