Gwardziści przystąpili do kolejnego boju o "cztery punkty" w mocniejszym zestawieniu personalnym niż przed tygodniem w Puławach, ponieważ do ich składu powrócił po kontuzji nadgarstka Ivan Milas. Bośniak został jednym z najbardziej pamiętnych bohaterów widowiska, lecz na takie miano "zapracował" dopiero w ostatnich sekundach pojedynku.
Pierwsze minuty spotkania przebiegały pod znakiem bardzo dobrej postawy obu bramkarzy. Kiedy ze strony wrocławian kilkoma udanymi paradami popisywał się Krzysztof Szczecina, jego vis a vis Adam Malcher niemal natychmiast odpowiadał tym samym. Obie drużyny miały problem ze zdobywaniem goli z ataku pozycyjnego, lecz dzięki lepszej postawie w obronie to Gwardia jako pierwsza wypracowała sobie solidną zaliczkę.
Po nieco ponad kwadransie rywalizacji, opolski zespół wygrywał 10:5, co w głównej mierze było zasługą skrzydłowego Wojciecha Trojanowskiego, autora 4 trafień, bezbłędnego w kontratakach i rzutach karnych. Problemy podopiecznych Rafała Kuptela zaczęły się, gdy musieli oni radzić sobie przez dwie minuty w osłabieniu.
Przegrali oni ten fragment gry aż 0:3, do czego przyczyniły się między innymi 2 gole zdobyte ze skrzydła przez Jakuba Łucaka. W międzyczasie jednak obrotowy Gwardii Mateusz Jankowski zmarnował dwie sytuacje sam na sam ze Szczeciną. Niewykorzystane szanse gospodarzy sprawiły, że goście zdobyli aż 7 bramek z rzędu, wychodząc na prowadzenie 12:10. Dwubramkową zaliczkę dowieźli do przerwy, zwyciężając w pierwszej połowie 14:12.
Po wyjściu z szatni w składach obu zespołów doszło do ważnych zmian. W wyjściowym ustawieniu Śląska zameldował się Orfeus Andreou, zastępując zmagającego się z urazem kolana Łucaka. Z kolei po opolskiej stronie między słupkami pojawił się Emir Taletović. Początkowe minuty drugiej części jeszcze nie wskazywały, że to słoweński golkiper Gwardii niedługo stanie się zaporą nie do przejścia.
W pierwszych fragmentach gry po przerwie żadnych problemów z trafianiem do siatki opolan nie miał kołowy Igor Żabić, którego gole pozwoliły w 40. minucie prowadzić wrocławianom już 19:13. Wobec takiego rozwoju wypadków, kibice gwardzistów wyrażali niezadowolenie z postawy swoich ulubieńców niecenzuralnymi okrzykami i ironicznymi brawami dla schodzącego z boiska Nikoli Kedzo.
Kiedy miejscowi mieli sześć bramek straty do przeciwnika, w trans wpadł jednak właśnie Taletović. Bramkarz Gwardii odbił aż 7 piłek z rzędu, broniąc między innymi rzut karny wykonywany przez Żabica. Swoją postawą nakręcił w pozytywny sposób pozostałych kolegów, którzy w 50. minucie, za sprawą Kamila Mokrzkiego, doprowadzili do remisu 20:20.
Od tej chwili aż do końcowego gwizdka sędziów trwała prawdziwa wymiana ciosów. Dosłownie i w przenośni. Losy meczu ważyły się do ostatnich sekund, a w najważniejszych momentach ciężar gry na swoje barki brały dwa tercety: po stronie gospodarzy Trojanowski-Mokrzki-Sebastian Rumniak, zaś wśród przyjezdnych Żabić-Djordje Golubović-Janja Vojvodić. Decydujący cios zadali jednak gwardziści, którym sukces zapewnił skuteczny rzut Rumniaka z drugiej linii.
Po nim na parkiecie rozpoczęła się bójka pomiędzy, wspomnianym na początku, Milasem a Łukaszem Białaszkiem. Krewkich graczy musiały rozdzielać całe drużyny, a sędziowie pokazali im po czerwonej kartce. Po zakończeniu bijatyki, równo z syreną, desperacki rzut oddał Golubovic, ale nie przyniósł on zamierzonych efektów i nie odmienił losów rywalizacji.
Gwardia Opole - Śląsk Wrocław 27:26 (12:14)
Gwardia: Malcher, Taletović - Trojanowski 10/5, Mokrzki 4, Rumniak 4, Simić 3, Milas 2, Tarcijonas 2, Jankowski 1, Knop 1, Kedzo, Łangowski, Swat
Karne: 5/5
Kary: 4 min.
Śląsk: Szczecina - Żabić 8/5, Adamuszek 5, Golubović 5, Łucak 3, Vojvodić 3, Witkowski 2, Andreou, Białaszek, Koprowski, Krupa
Karne: 5/7
Kary: 6 min.
Kary: Gwardia - 4 min. (Łangowski, Milas - po 2 min.); Śląsk - 6 min. (Andreou, Vojvodić, Witkowski - po 2 min.)
Czerwone kartki: Milas (Gwardia - 60 min., niesportowe zachowanie); Białaszek (Śląsk - 60 min., niesportowe zachowanie)
Sędziowie: Mariusz Marciniak, Piotr Radziszewski (Wolsztyn)
Widzów: 900.