Środowe spotkanie długimi momentami przypominało przyjacielskie starcie drużyn, które nie chcą sobie zrobić krzywdy. Ostrej gry w obronie było jak na lekarstwo, co sprzyjało kreatywnym akcjom i efektownym bramkom.
Mecz udanie rozpoczęli Turcy. Przyjezdni prowadzili 3:0 i 5:1, a w obronę gospodarzy jak w masło wchodził Nemanja Pribak. Zawodnicy Besiktasu grali swobodnie i bezczelnie, szukając wrzutek oraz nieszablonowych zagrań. Początkowo przynosiło to efekt. Flensburg wreszcie uszczelnił jednak szyki obronne i przejął kontrolę nad spotkaniem. Nie do zatrzymania był Thomas Mogensen, a w kontrach i przy szybkich wznowieniach kapitalnie spisywali się Bogdan Radivojević oraz Anders Eggert.
Kevin Moller w pierwszej połowie zaliczył dziewięć dobrych interwencji. Akcje te trudno jednak przypisać wybitnej formie bramkarza. Rzuty rywali często były po prostu nieprzygotowane i 26-latek piłki odbijał z dziecinną łatwością.
Niemcy także drugą połowę otworzyli, grając na pół gwizdka. Zawodników Flensburga obudziła dopiero przerwa, którą przy wyniku 20:19 zarządził Ljubomir Vranjes. Trzydzieści sekund wypełnionych krzykami i wulgaryzmami sprawiło, że gospodarze wzięli się do pracy. Niemcy w ciągu dziewięciu minut zdobyli osiem bramek, rywale na te trafienia odpowiedzieli raz. I losy dwóch punktów zostały rozstrzygnięte.
SG Flensburg-Handewitt - Besiktas JK Stambuł 33:25 (16:14)
Najwięcej bramek: dla Flensburga - Anders Eggert 10, Johan Jakobsson, Thomas Mogensen - po 4; dla Besiktasu - Ramazan Done 7, Nemanja Pribak 6, Darko Djukić 5.
[multitable table=112 timetable=10926]Tabela/terminarz[/multitable]
Widowisko jest najważniejsze? Jak kibicuje się reprezentacji w Polsce