W meczu 5. kolejki Ligi Mistrzów kielczanie zremisowali z Dumą Katalonii. I chociaż punkt urwany tak utytułowanemu rywalowi trzeba bez wątpienia docenić, to nikt w Kielcach zaraz po meczu nie był w stanie tego zrobić.
- Remis bez wątpienia bardzo boli. Mogliśmy to spotkanie wygrać. Niestety, nie udało się i zakończyło się tylko na remisie. Ten punkt jest ważny, bo to dopiero piąta kolejka i trzeba je zbierać. Wszystko się jeszcze może zdarzyć, ale naprawdę żałujemy, że nie udało się zdobyć dwóch punktów - powiedział skrzydłowy kieleckiej ekipy, Mateusz Jachlewski.
O końcowym wyniku zdecydowały ostatnie sekundy, a kielczanie mieli sobie sporo do zarzucenia. - To nie jest piłka nożna, nie mogliśmy sobie zagrać w tamtej chwili na czas. To jest piłka ręczna i tu trzeba atakować. Na pewno nie możemy tracić tak szybko piłki, jak to miało miejsce. To był zdecydowanie nasz błąd, bo powinniśmy do końca spotkania utrzymać się przy piłce. Później graliśmy w podwójnym osłabieniu, Barcelona zdjęła bramkarza i zaatakowali siedmioma zawodnikami, a do końca zostały cztery sekundy. To była loteria, jak rozegrają tę piłkę - analizował skrzydłowy.
FC Barcelona Lassa to jedyna drużyna ze ścisłej europejskiej czołówki, której kielczanie nie pokonali. W oficjalnych spotkaniach żółto-biało-niebiescy mierzyli się z Dumą Katalonii pięciokrotnie. Bilans tych starć? Trzy porażki i dwa remisy. Na początku ostatniego pojedynku kielczanie wyglądali na nieco zagubionych i robili sporo błędów. - Strach? Nasze błędy nie wynikały z tego, że się baliśmy. Straty były spowodowane czysto technicznymi problemami. To, że jeszcze z nimi nie wygraliśmy wcale nie oznacza, że się ich boimy, tym bardziej we własnej hali. To oni teraz świętują, że udało im się wywieźć stąd punkt i tak to powinniśmy traktować - powiedział Jachlewski.