Po przerwie na mecze reprezentacji sądeczanki pojechały do Kościerzyny. Liczyły na pełną pulę w starciu z UKS PCM, ale musiały obejść się smakiem. Spotkanie z beniaminkiem zakończyło się wynikiem 24:23. Podopieczne Lucyny Zygmunt odczuwają więc spory niedosyt.
- U dziewczyn widać sportową złość, która już ujawniła się podczas ostatniego kwadransa spotkania z Kościerzyną. One walczyły z przeciwnikiem, ale też z okolicznościami, które pojawiły się w trakcie meczu. Szkoda, że ta pogoń za wynikiem była na własne życzenie, po nieudanym początku drugiej połowy - podkreśla trenerka Olimpii-Beskid.
Szansą na rehabilitację będzie starcie z chorzowskim Ruchem, który w sobotę przyjedzie do Nowego Sącza. - Ta drużyna jest w naszym zasięgu. Wierzę, że jako zespół stworzymy dla rywalek barierę nie do przejścia. Mam nadzieję, że naszą siłą będzie skonsolidowana obrona z udziałem całej drużyny. My natomiast musimy uważać na koło i rzuty z drugiej linii, szczególnie wykonywane przez Żakowską. Jeśli wróci Ważna, będzie to też duże zagrożenie w tym aspekcie - uważa Lucyna Zygmunt.
W porównaniu do meczu szóstej kolejki PGNiG Superligi, trenerka nie skorzysta z dwóch młodych zawodniczek, powołanych do kadry juniorek. Na zgrupowanie w Giżycku i turniej na Litwie wyjechały Aleksandra Stokłosa i Kinga Janik. Pozostałe szczypiornistki są zdrowe, więc Olimpia-Beskid powinna zagrać w optymalnym składzie.
Kibiców może ucieszyć powrót Karoliny Płachty. Rozgrywająca już trenuje po urodzeniu dziecka. - Bardzo chce już grać, ale brakuje jej jeszcze przygotowania siłowego. Nie zapomniała jak gra się w piłkę ręczną, jest dynamiczna i szybka - wylicza szkoleniowiec sądeckiej drużyny.
Stracie Olimpii z Ruchem zapowiada się interesująco z kilku względów. Drużyny sąsiadują ze sobą w tabeli, zajmując dziewiątą i dziesiątą lokatę. Zespół z Nowego Sącza zgromadził 3 punkty, a chorzowianki 2 oczka.