Polak, który został bohaterem Islandii
- Islandczycy mają ogromne zacięcie do pracy. Nikogo nie musisz poganiać, musisz ich hamować. To krew wikingów - mówi Bogdan Kowalczyk, trener piłki ręcznej, który po 12 latach pracy w Islandii stał się tamtejszym bohaterem narodowym.
- Wrażenie po wylądowaniu jest dziwne. To było, pamiętam, małe lotnisko w amerykańskiej bazie wojskowej. Tam jeszcze wszystko jest normalnie, ale gdy opuszcza pan teren bazy, to nagle krajobraz robi się jakby nie z tej ziemi. Pustka i tylko Atlantyk ciągle wzburzony. Z pustki wystają skały, gdzieś tam płynie lawa. Cholera, chyba jestem na księżycu... - wspomina Bogdan Kowalczyk.
To był rok 1976, a on ze Śląskiem Wrocław przyleciał na mecz pucharowy z islandzkim Haukar Hafnarfjordur. To był pierwszy raz na Islandii. Kilka lat później przyjechał tu na rok, a został na dwanaście. Ale gdyby decydowało pierwsze wrażenie, raczej by się nie zdecydował zostać na wyspie, na której amerykańscy kosmonauci przygotowywali się do pierwszego lotu na księżyc.
- Uderza szarość, wydaje się to wszystko ponure i ten wiatr - mówi o swoim pierwszym wrażeniu, które ustąpiło, gdy dojechał do pierwszych zabudowań.
Kowalczyk wiosną odebrał nagrodę dla najlepszego trenera w historii islandzkiej piłki ręcznej. Polak był jednym z pionierów profesjonalnego podejścia do sportu w tym kraju. Właściwie zmienił zasady gry, wprowadził profesjonalizm i doprowadził do tego, że islandzka piłka ręczna zaczęła być traktowana poważnie na arenie międzynarodowej.
Wyniki Islandczyków mogą nie robić wrażenia na każdym, bo za kadencji Kowalczyka zajęli 6. i 8. miejsce na igrzyskach olimpijskich oraz 6. na mistrzostwach świata. Ale trzeba pamiętać, że na Wyspie mieszka 330 tysięcy ludzi.
- No właśnie - zagaduję trenera o rozwiązanie zagadki. - Islandia w 2015 roku pierwszy raz w historii zagrała w mistrzostwach Europy w koszykówkę, teraz jedzie na Euro 2016, jest niezła w piłkę ręczną… I to w kraju, gdzie mieszka 300 tysięcy ludzi.
- Za moich czasów mieszkało 270 tysięcy - odpowiada.
Gdyby odjąć obcokrajowców, kobiety, ludzi po 40 roku życia i małe dzieci, to zostanie pewnie nie więcej niż 70 tysięcy. Do podziału na kilka dyscyplin. A dodatkowo nie wszyscy uprawiają sport profesjonalnie… No więc?
- To wydaje się niemożliwe. Odpowiadałem na to już 50 razy.
Więc ma pan gotową odpowiedź?
- No właśnie nie bardzo. Mogę mówić o piłce ręcznej. Myślę, że oni mają ogromne zacięcie do pracy. Kiedyś umówiłem się z zawodnikiem, że pojedzie ze mną między 12 a 13 na halę na indywidualny trening. Przyjeżdżam do niego na budowę, a on kręci głową. "Bogdan, nie dam rady, źle położyłem tynk, muszę poprawić." Patrzę na ścianę i mówię: "Steinar, o czym ty mówisz, przecież jest idealnie." On przykłada poziomicę i pokazuje, że ździebełeczko odstaje. Ja, przyzwyczajony do budownictwa PRL, śmieję się, że nikt nigdy tego nie zauważy. A on na to, że musi zerwać i zrobić jeszcze raz: "Przyjdzie właściciel, zmierzy i jak się rozejdzie po Rejkiawiku, to mnie już nikt nie zatrudni." No cóż, hala stała pusta. Dla mnie drobny szok, ale przeżyłem, bo miał rację. To decydowało o jego przeżyciu, a on z piłki ręcznej nie miał nic. To była gra w 100 procentach amatorska. Oni przychodzili na treningi po 10 godzinach pracy.
Istnieje islandzki charakter?
- Tak, zdecydowanie. Nikogo nie trzeba gonić, trzeba ich hamować. Oni są szalenie ambitni w każdej dziedzinie życia. Lubią i potrafią walczyć. To krew wikingów. Nie uklękną przed nikim, choćby przyjechał mistrz świata. Ich poczucie godności narodowej na to nie pozwala.
Pierwszy "kontakt" z Islandią miał w połowie lat 60., jako student pierwszego roku warszawskiej Akademii Wychowania Fizycznego i bramkarz reprezentacji Polski. - Kadra jechała na mecze towarzyskie do Islandii, a ja zostałem w kraju, bo nie chciałem mieć kłopotów na studiach. Od razu tego pożałowałem. Myślałem, że przepadła mi szansa życia. Czytałem trochę o Islandii i zastanawiałem się, czy jeszcze będę miał kiedykolwiek szansę zobaczenia tego kraju.
-
Kazek Wojciechowicz Zgłoś komentarz
przyjzyjcie sie koniecznie, jak gra Aronson gdziekolwiek i od dawna....to jest ta islandzka p.reczna! -
hbll Zgłoś komentarz
ale bardzo często są w 10 najlepszych ekip świata czy Europy. Kiedyś czytałem wywiad z trnerem THW Kiel - Gislasonem, który na pytanie dlaczego niemiecka piłka ręczna jest w kryzysie odpowiedział, że to przez szkolenie i brak infrastruktury, w porównaniu do jego Islandii. Z punktu widzenia polskiego kibica słowa kuriozalne, bo przecież Niemcy w tych aspektach dawno nam uciekli. Jak widać są kraje, które uciekły i Niemcom. -
jayjay Zgłoś komentarz
Dobry, ciekawy artykuł. Islandia to rzeczywiście fenomen w piłce ręcznej.