Pojedynek "czerwonych latarni" PGNiG Superligi Mężczyzn nie należał do wielkich widowisk, ale kibice zgromadzeni w hali wrocławskiej AWF nie mogli narzekać na nudę. Skazywani na porażkę wrocławscy szczypiorniści nie pozwolili rozpędzić się rywalowi z Podkarpacia. Śląsk Wrocław opierał swoją grę na duecie Bartłomiej Koprowski-Jakub Łucak i przez 50 minut wynik oscylował wokół remisu.
Gospodarze pod koniec opadli z sił, byli na bakier ze skutecznością w ofensywie i podopieczni Tadeusza Jednoroga dostali zwycięstwo niemal na tacy. Indywidualne popisy Michała Chodary i Marko Davidovicia wyprowadziły Stal na siedmiobramkową przewagę. Wrocławianie poderwali się jeszcze do walki, trzy bramki rzucił Rafał Krupa, ale wystarczyło to tylko do zmniejszenia rozmiaru porażki do czterech "oczek" (29:25).
- Mamy swoje problemy i to w nas siedzi, podobne kłopoty ma zresztą Śląsk. Wiedzieliśmy, jakim składem dysponują rywale i być może nieco ich zlekceważyliśmy w pierwszej połowie. Wiadomo, jak to się mogło skończyć, ale na szczęście finał był dla nas szczęśliwy. Do każdego przeciwnika należy podejść z szacunkiem, nikt się nie położy przed nami na parkiecie - wyjaśnił Michał Chodara, gracz PGE Stali Mielec.
Za mielczanami trudne półrocze, zarówno pod względem sportowym jak i organizacyjnym. Stal ostatni raz cieszyła się ze zwycięstwa 17 października, kiedy to dość niespodziewanie ograła Zagłębie Lubin. Od tamtego czasu nie brakowało niezłych występów w wykonaniu graczy z Podkarpacia, ale punktowe zdobycze pozostawały sferą marzeń.
- Przynajmniej czekają nas nieco spokojniejsze święta, ale to zwycięstwo ze Śląskiem to kropla w morzu potrzeb. Mam nadzieję, że wykorzystamy najbliższe tygodnie i przepracujemy go jak najlepiej. Musimy się zgrać, bo cały czas ktoś do nas dochodził, nie mamy pewnych schematów poustalanych i każdy gra po swojemu - zaznaczył Chodara.