Adam Wiśniewski. Chciał kończyć karierę, dziś spełnia marzenia

East News
East News

Miał dość wszystkiego, chciał kończyć karierę. Za chwilę zagra o mistrzostwo Europy i spełnienie olimpijskich marzeń. Adam Wiśniewski przez kontuzję kolana stracił trzy lata. Teraz los oddaje mu to, co zabrał.

Wszystko układało się znakomicie. Wiśniewski z roku na rok budował swoje nazwisko. Zdobywał medale mistrzostw Polski, piął się w ligowej klasyfikacji strzelców. W 2003 roku zadebiutował w kadrze; rzucił trzy bramki Białorusinom. Na zgrupowania przyjeżdżał regularnie, zagrał na mistrzostwach Europy. Piękny sen przerwała kontuzja. Zerwane więzadła krzyżowe. Wyrok.

Na krawędzi

Uraz się odnawiał. Za trzecim razem zwątpił. Optymizm uleciał, chciał rzucić sport w diabły. - Miałem już dość tego wszystkiego. Tej rehabilitacji i bólu - mówił. Zabieg był jednak koniecznością. Bez niego przesiedziałby życie na kanapie, a to dla urodzonego sportowca byłoby udręką. Zacisnął zęby, dał sobie czas. I wrócił.

Chciał odbudować karierę klubową. O powrocie do reprezentacji nawet nie marzył. Największe sukcesy podopiecznych Bogdana Wenty oglądał przed telewizorem. Ojciec ciągle jednak mu wmawiał: "wrócisz do reprezentacji!" I miał rację. W 2011 roku, po pięciu latach przerwy, Wiśniewski znów założył koszulkę z orłem na piersi.

Płocka legenda

Na pierwszym treningu Orlen Wisły Płock przywitał go Andrzej Marszałek. Z miejsca zapytał, ile młodzian ma lat. - Siedemnaście - odpowiedział Wiśniewski. - To tyle, ile ja lat gram w seniorach - odparł ze śmiechem doświadczony bramkarz. To był rok 1998. Marszałek był już jedną z klubowych legend. Dziś symbolem Wisły jest Wiśniewski.

Ma na koncie kilkanaście medali mistrzostw kraju. Wyróżnienia, puchary. Bramki w Lidze Mistrzów. Najważniejszy krążek zdobył przed rokiem, podczas mundialu w Katarze. - Jestem tak zmęczony, że nie mam nawet siły mówić. Spełniło się moje marzenie - przyznawał po meczu o brąz. Medal zadedykował żonie Emilii i dzieciom: Lilianie, Milanowi oraz Bostjanowi.

Głowa do interesów

Gdyby przepytać polskich kadrowiczów o idola z dzieciństwa, ponad połowa z nich wskazałaby na Michaela Jordana. Nie inaczej jest z Wiśniewskim. W młodości chciał być koszykarzem, ściany jego pokoju zdobyły plakaty zawodnika Chicago Bulls. Ostatecznie padło na piłkę ręczną.

Wiśniewski należy do tych, którzy widzą życie poza sportem. W 2010 roku otworzył Pensjonat "Boss". Przez dwa lata z żoną prowadzili hotel i restaurację. Teraz jest to ośrodek dla seniorów. Adam i Emilia szkolą się na opiekunów medycznych. Organizują zajęcia, wycieczki, spacery. - To będzie prawdziwy dom pełen ciepła i zapachu ciasta - mówią.

Sen o igrzyskach

Najpierw Wiśniewskiego czekają jednak jeszcze przynajmniej dwa wielkie wyzwania. Mistrzostwa Europy przed polską publicznością i - miejmy nadzieję - igrzyska olimpijskie. To właśnie medal przywieziony z Rio jest największym marzeniem 35-latka.

Po IO skrzydłowy prawdopodobnie zakończy reprezentacyjną karierę. Butów na kołku wcale wieszać jednak nie zamierza. Pozostaje jeszcze gra w klubie. Przez trzy lata pauzował z powodu kontuzji, czuje się więc młodszy niż metryka wskazuje. - Niektórzy mi kończą karierę, ale ja się nie poddaję - zapewnia. - Dopóki jest zdrowie, werwa i energia, chcę dalej grać.

Kamil Kołsut

Zobacz inne teksty autora -->

Komentarze (1)
avatar
Petrochemia
13.01.2016
Zgłoś do moderacji
1
2
Odpowiedz
Ponoć Wiśniewski wysłał apap Jachlewskiemu ma święta ;)