Wrocławski zespół został w Kielcach zdeklasowany. Wynik spotkania nie mógł być jednak inny - drużyna Piotra Przybeckiego przyjechała na parkiet mistrzów Polski w 10-osobowym składzie. Jedynymi doświadczonymi graczami byli Jakub Łucak, Łukasz Białaszek, Bartłomiej Koprowski i Bartosz Witkowski. Resztę stanowili juniorzy.
- Mamy jednego bramkarza i dziewięciu zawodników - mówił po meczu trener Przybecki. Jego zespół poległ 20:37 (9:19). 43-letni trener przez całe zawody stosował manewr z wprowadzaniem w ofensywie dodatkowego gracza w miejsce bramkarza. Kielczanie korzystali na pustej bramce Śląska i sporo trafień zanotowali z własnej połowy. Trzy z nich zaliczyli golkiperzy.
- To jest spowodowane względami kadrowymi - wyjaśniał Przybecki. - Taktykę ze zmieniającym się do ataku bramkarzem stosujemy od dłuższego czasu. Gramy na rozegraniach dwoma skrzydłowymi. W grze sześciu na sześciu nie mamy zbyt wielkich szans - uważa.
Opiekun Śląska był jednak zadowolony, że jego zawodnicy mogli zmierzyć się z tak utytułowanymi graczami. Na parkiecie pojawił się m.in. Mariusz Jurkiewicz, dla którego był to pierwszy mecz od 300 dni.
- Pozytywną stroną tego meczu jest to, że wrócił Mariusz (Jurkiewicz). Z naszej strony dla tych młodych chłopaków zagranie z takimi zawodnikami było fajnym przeżyciem. Uczulałem ich na to, żeby dużo obserwowali, ponieważ sporo się można nauczyć - zakończył Przybecki.
Zobacz wideo: Tałant Dujszebajew to wybór bezpieczniejszy dla prezesa ZPRP