Aneta Kowaluk: Mamy dojrzały zespół

WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski
WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski

W piątek juniorki Ruchu Chorzów będą gospodyniami Final Four Mistrzostw Polski. Postarają się obronić tytuły, zdobytego przed rokiem w Kwidzynie. O szansach Niebieskich, ale też specyfice pracy z zespołem juniorek rozmawiamy z trener Anetą Kowaluk.

W styczniu rozpoczął się kolejny cykl turniejów, mający wyłonić najlepsze polskie szczypiornistki w kategorii juniorek. Zawodniczki Ruchu Chorzów przez kolejne szczeble eliminacji przechodziły jak burza. Ostatecznie zostały gospodyniami Final Four, które odbędzie się 4 i 5 marca (piątek, sobota). Oprócz Niebieskich o złoto będą walczyć MTS Kwidzyn, Vistal Gdynia i UKS Handball-28 Wrocłąw.

Ruch będzie bronić mistrzowskiego tytułu. Z ławki zespołem będzie dyrygować Aneta Kowaluk, która od kilku lat trenuje w KPR Ruch młodsze roczniki. W tym sezonie prowadzi drużynę juniorek starszych.

WP SportoweFakty: Radość po turnieju półfinałowym musiała być ogromna. Niebieskie wygrały turniej w Gdyni, a wyniki wskazują, że poszło wam gładko.
Aneta Kowaluk:

- Gładko na pewno nie było, w każdym meczu zwycięstwo trzeba było wyszarpać. Najgorzej było w spotkaniu z gospodyniami. Zagrały bardzo twardo w obronie, miałyśmy z tym niemałe kłopoty. Zresztą do przerwy przegrywałyśmy dwoma golami. Ale dziewczyny były bardzo zmobilizowane i zdeterminowane, doskonale wiedziały czego chcą. I wygrały.

Zespół ponosi euforia, a trener tonuje nastroje?

- Absolutnie jestem pewna, że moim zawodniczkom nie grozi żadna sodówka. Muszę im przyznać i pochwalić je za to, że same potrafią się wyciszyć i skoncentrować, skupić tylko na meczu. Mało tego, wręcz muszę im dodawać pewności siebie. Jest taka zasada "bij mistrza" - każdy, nawet jeśli teoretycznie nie ma szans, robi wszystko, żeby z nami wygrać. Dziewczyny trochę się tego obawiają. Dlatego powtarzam, że to one są mistrzyniami i to ich mają się bać. Poza tym zauważmy bardzo ważną rzecz - część tego zespołu trenuje z seniorkami Ruchu i gra w Superlidze, część z juniorkami i gra w drugiej lidze, a część trenuje z Płockiem i występuje z nim w pierwszej lidze. To są takie trzy "obozy". Potem mamy dwudniowe zgrupowanie, w czasie którego trzeba się sobie przypomnieć, zgrać, porozmawiać i zagrać o awans.

Trochę jak na zgrupowaniu kadry.

- Trochę tak. Dziewczynom wychodzi to mistrzowsko - dosłownie i w przenośni, bo przecież bronią tytułu. Pokazują, jakie mają umiejętności, jak bardzo są zgrane. Mnóstwo osób w ogóle nie chce nam wierzyć, że ta drużyna na co dzień nie trenuje wspólnie.

Od 1/8 do półfinałów, poniosłyście tylko jedną porażkę. Zwłaszcza w początkowych fazach MPJ są chyba zespoły, które mocno odstają.

- Prawda jest taka, że jest osiem zespołów bardzo mocnych na szczeblu centralnym. Co roku skład ćwierćfinałów i półfinałów jest bardzo podobny. To wynika z tego, że często są to kluby, mające zespoły w Superlidze i pierwszej lidze, czasami w drugiej. Dzięki temu młode zawodniczki mogą się ogrywać ze starszymi, w poważnej, seniorskiej piłce. To taki sam model, albo bardzo podobny jaki funkcjonuje u nas. Dzięki temu wytworzyła się czołówka klubów ze szkoleniem na poziomie i rywalizuje między sobą. Ale nie ma w tym nic złego, to dobrze dla tej dyscypliny.

Jak wspomina pani początek pracy z drużyną?

- Tak naprawdę znam dziewczyny, bo miałam okazję trenować je we wcześniejszych latach. Wiem, jak trenują, kim są. To już dość dojrzały, zgrany zespół. Pozostaje nam pracować nad drobnymi elementami. Ciągle pracujemy nad wytrzymałością, siłą, szlifujemy taktykę, zwłaszcza w obronie. Chce podkreślić, że to jest także zasługa Krystyny Wasiuk i Aleksandry Kaczmarek-Goncik, które miały okazje pracować z tymi zawodniczkami wcześniej. Do tego niektóre dziewczyny sporo uczą się na zgrupowaniach reprezentacji młodzieżowych.

Jaką wartość mają występy juniorek w drugiej lidze?

- Gdy jakiś czas temu trenowałam ten zespół, to chciałam wejść z nim do I ligi. Byłyśmy blisko, ale przegrałyśmy baraże z Koroną Kielce. Od tego czasu zmieniłam podejście i stawiam bardziej na ogranie, niż konkretny cel. Wyniki oczywiście też są ważne, ale nawet najlepszy trening nie da tyle, co prawdziwy mecz. W młodym wieku chodzi przede wszystkim o złapanie niezbędnego doświadczenia, odnalezienia się w różnych sytuacjach na boisku.

Niedługo kilka zawodniczek zakończy wiek juniorski. Są już kandydatki w ich miejsce?

- Faktycznie po tym sezonie opuszczą nas Natalia Krupa, Magda Drażyk, Natalia Doktorczyk. Ale już mamy bardzo mocne zawodniczki z kolejnego rocznika, 98’ - Oktawia Płomińska, Żaneta Senderkiewicz, Karolina Kuszka, Żaneta Lipok. Są też Sandra Kiel i Klaudia Grabińska z rocznika 99’, a w roczniku 2000 są zawodniczki, które jeszcze dużo muszą się uczyć, ale mają talent. W niedługim czasie mogą stanowić o sile juniorskiego zespołu.

Potrafi pani wskazać wasz najlepszy mecz w tegorocznej edycji mistrzostw?

- Bardzo dobre było spotkanie z MTS Kwidzyn. Wyróżniłabym je pomimo porażki, bo nie mogły zagrać trzy podstawowe zawodniczki, sędziowie też nam nie pomagali. Mimo to, dzięki woli walki, dobrej dyscyplinie taktycznej, wynik rozstrzygał się do końca. Najlepszy był natomiast moim zdaniem mecz z Vistalem. Rywalki były bardzo agresywne, wręcz brutalne. Bardziej niż o wynik, bałam się o zdrowie zawodniczek. Ale one się nie dały, świetnie zagrały z kontry i zasłużenie wygrały. Warto wyróżnić za ten mecz Żanetę Lipok. Pokazała, że potrafi bardzo dużo i swoimi umiejętnościami potrafi dać drużynie naprawdę wiele, nawet przesądzić o końcowym wyniku.

Na koniec, żartobliwie zapytam, czy pojawił się już jakiś zakład miedzy panią, a zespołem. Z ubiegłorocznych półfinałów trener Adam Wodarski wrócił ogolony na "zero".

- (śmiech) Jeszcze o tym nie pomyślałam. Na razie nadrabiam czas z własnymi dziećmi, które ostatnio trochę zaniedbałam. I myślę o Final Four. Ale jestem dość wesołą, pogodną osobą, lubię pośmiać się razem z dziewczynami i na pewno coś wymyślę!

Rozmawiał Maciej Madey 

Komentarze (0)