Chuligański pościg na ulicach Warszawy. Wstrząsająca opowieść fana Górnika Zabrze

WP SportoweFakty / Michał Domnik / Na zdjęciu: piłka do szczypiorniaka
WP SportoweFakty / Michał Domnik / Na zdjęciu: piłka do szczypiorniaka

Powrót kibiców Górnika Zabrze z sobotniego meczu w Legionowie był pełen scen rodem z filmów akcji. Goście zostali zaatakowani przez fanów Legii Warszawa. - Napadli na busa, w którym jechali emeryci, kobiety i dziecko - relacjonuje jeden z zabrzan.

W tym artykule dowiesz się o:

- Jestem kibicem i na mecze jeżdżę od dwóch lat. Opowiem, co się stało w Warszawie, ale nie chcę zaszkodzić kolegom po szalu. Dlatego też zastrzegam anonimowość - mówi jeden z uczestników zajść.

- Wszystko zaczęło się jeszcze przed meczem. Część osób była już na hali, a potem okazało się, że jednego z naszych kolegów zaatakowali w czterech na jednego. Potargali mu koszulkę i wyrzucili do kosza. Próbował ją potem odzyskać, ale nie miał na to szans. Podejrzewam, że ją potem zabrali, bo ta koszulka miała herb Górnika Zabrze. A wiadomo jak to z kibicami, cały czas walczą o barwy. Inny kolega mówił, że próbowali mu ukraść szalik, ale się nie dał - opowiada rozmówca portalu WP SportoweFakty.

Podczas spotkania w Legionowie nic nie wskazywało na to, że zajścia sprzed meczu mogą mieć swój ciąg dalszy. - Na hali panowała spokojna atmosfera. Z kibicami z Legionowa żyjemy na zasadach dobrej współpracy. Nawet temu koledze, który stracił koszulkę dali potem swoją. Po meczu mówili nam, żebyśmy poczekali, to nas odprowadzą do busów. Było przy tym dwóch policjantów. Na samych trybunach ekscesów żadnych nie było - dodaje sympatyk Trójkolorowych.

- Gdy wsiadaliśmy do busów pod halą stała jedna, dość podejrzana osoba. Nie miała na sobie żadnych barw Legii, była ubrana jak na - przysłowiowego - grilla. Rzucił mi się jednak w oczy. Był to niski, dość dobrze zbudowany facet, który cały czas nas obserwował. Wydaje mi się, że patrzył jak siadamy i gdzie chowamy barwy. Jak ruszaliśmy, to wyciągnął telefon i gdzieś dzwonił. Po tym zaczęła się ta cała akcja z kibicami Legii - wyjaśnia kibic śląskiej drużyny.

ZOBACZ WIDEO Zygfryd Kuchta: oczekujemy medalu piłkarzy ręcznych w Rio (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

- Jechało nas łącznie dwadzieścia osób. Siedemnaście jechało busami, a reszta samochodem. Mieli to szczęście, że auto mieli na warszawskich blachach. Spokojnie wyjechali i nic im się nie stało. Gorzej było z busami, którymi jechaliśmy. Z naszym akurat - w którym byli sami mężczyźni - nic się nie działo. W drugim jechali emeryci, kobiety i dziecko. To na tego busa napadli - opisuje szalikowiec Górnika.

- Dojeżdżaliśmy do świateł, zapaliło się czerwone. My się zatrzymaliśmy, a nasz drugi bus - po klaksonie - przejechał na czerwonym. Nie wiedzieliśmy co się dzieje, ale jak nasz kierowca skontaktował się z drugim, powiedział mu krótko: "jadą za nami kibice Legii". Krótko po tym podjechało białe, jakieś starsze auto. Siedziała w nim grupka kibiców Legii z zamaskowanymi twarzami - kontynuuje fan zabrzańskiej ekipy.

Kierowca zaatakowanego busa wpadł w lekką panikę, chciał gdzieś skręcać w boczne uliczki, ale kazaliśmy mu jechać główną drogą. Gdyby ich dopadli gdzieś na boku, to mogło być ciężko. Mieliśmy na tyle szczęścia, że cały czas było zielone światło i nie musieliśmy się zatrzymywać. Na bodajże trzecim skrzyżowaniu udało nam się ich zgubić, bo oni skręcili w lewo, a my pojechaliśmy prosto. To wszystko trwało 2-3 minuty, ale było bardzo nerwowo - przyznaje nasz rozmówca.

Sprawa skończyła się na komisariacie policji na Białołęce. - Koledzy z pierwszego busa zadzwonili na policję i pokierowali nas jak jechać na najbliższy komisariat. Potem nam opowiadali, jak kibice Legii próbowali się dostać do ich busa. Tam mieliśmy pochowane barwy, flagi, bębny. Wszystko co wzięliśmy na wyjazd. Kopali w auto, próbowali się szarpać z drzwiami. Na szczęście nie dostali się do środka - nie ukrywa ulgi sympatyk górniczej ekipy.

Nasz rozmówca nie ukrywa, że służby policyjne nie potraktowały początkowo sytuacji na poważnie: - Rozmawiałem z kolegami, którzy potem poszli zeznawać. Z tego co mi potem przekazali, to policjant, który ich przesłuchiwał miał im powiedzieć: "to jest wasz świat kibolski, czego oczekujecie?". Wszystko trwało dość długo, bo staliśmy pod komendą z 1,5 godziny. Dopiero później podjechał jakiś radiowóz, który nas eskortował na główną drogę do Katowic.

- Na wyjazdy jeżdżę już dwa lata i byliśmy wszędzie. W Kielcach, Głogowie, Puławach, Mielcu... Wszędzie zostaliśmy fajnie przyjęci, nigdzie nie było jakichś ekscesów kibicowskich związanych z piłką nożną. Jedynie jak jechaliśmy na mecz Pucharu Polski do Oławy, to tam dostali cynk, że jedzie Górnik Zabrze - a pierwsze skojarzenie, to piłka nożna. Postawili na nogi całą miejscową policję, a my jechaliśmy jednym busem i na dwa auta. Spisywali nas, niby dla bezpieczeństwa. Nic się jednak nie działo, bardziej gospodarze się wystraszyli, że jadą kibice piłkarscy i możemy im zrobić demolkę - wspomina.

Wydarzenia z stolicy mogą pozbawić Górnika dopingu podczas Final Four Pucharu Polski. - Już część osób z wyjazdu na Final Four do Warszawy zrezygnowało. To dla nas przykre, bo jest nam ciężko zorganizować jakikolwiek wyjazd, a teraz może być jeszcze trudniej. Ludzie się boją. Na ten moment na ten wyjazd zapisanych jest 5-6 osób. Pojedzie pewnie 10-12. Nie wiem jak z innymi miejscowościami, ale wiele osób, które w Legionowie było w sobotę powiedziało, że już do Warszawy i w tamtejsze okolice nie pojedzie. Bo się boją...

***

Kontaktowaliśmy się z policją celem uzyskania stanowiska dotyczącego sobotnich zdarzeń na ulicach stolicy. Otrzymaliśmy jedynie lakoniczny komentarz, w którym służby informują, że na podstawie miejskiego monitoringu trwają poszukiwania sprawców. Po szerszy komentarz zgłosimy się, gdy sprawa nabierze biegu prawnego.

Źródło artykułu: