Wynik 27:20 nie oddaje przebiegu rywalizacji na parkiecie w Kwidzynie. Gwardia Opole rozpoczęła bezkompromisowo, skrzętnie wykorzystując błędy gospodarzy. Po kilku minutach prowadziła już 8:4. Dopiero czas wzięty przez Patryka Rombla postawił MMTS na nogi. - Przespaliśmy pierwsze 15 minut. Pojawiło się sporo problemów, przegrywaliśmy już czterema bramkami - przypomina opiekun kwidzynian.
Gwardziści zaprzepaścili doskonały początek. Do przerwy przegrywali 12:14, a ich sytuacja zaczęła się komplikować, gdy w 19 minucie czerwony kartonik ujrzał Antoni Łangowski. Zdaniem sędziów, jeden z głównych bombardierów opolan zbyt agresywnie potraktował Mateusza Serokę.
- Gra zaczęła nam się lepiej układać. Do tego doszła czerwona kartka dla Antoniego Łangowskiego i trochę pomogła nam w uzyskaniu dwubramkowego prowadzenia do przerwy. Z tego co mówili moi zawodnicy, był to brutalny atak z tyłu i Mateusz Seroka wpadł w ścianę. Myślę, że można pokazać czerwoną kartkę w takiej sytuacji, ponieważ zagranie kwalifikowało się na wykluczenie - tłumaczy Rombel.
Nie byłoby jednak sukcesu, gdyby nie świetna postawa bloku obronnego. Krzysztof Szczecina i jego koledzy pozwolili rywalom rzucić tylko osiem bramek w drugiej połowie. Golkiper MMTS-u, przy wydatnej pomocy defensorów, dokonywał cudów między słupkami.
- W drugiej części graliśmy już lepiej w obronie, swoje zrobił Krzysztof Szczecina. Gwardia nie mogła znaleźć na nas recepty, nawet z karnych. W odpowiedzi wyprowadziliśmy kilka kontr i ustawiliśmy sobie atak - podsumował najmłodszy trener w lidze.
ZOBACZ WIDEO: Jerzy Janowicz: Po finale nie zasypia się jak po teletubisiach (źródło TVP)