Nasi piłkarze ręczni w drugim spotkaniu mistrzostw świata ulegli Brazylijczykom 24:28. Paczkowski w pierwszym meczu po kontuzji zdobył sześć bramek i miał dwie asysty. - Patrzę na mecz przez pryzmat tego, co mogę poprawić, a nie tego, co mi wyszło. Mam nadzieję, że w kolejnych spotkaniach jeszcze mocniej pomogę drużynie - przyznaje w rozmowie z WP SportoweFakty.
Polacy mecz rozpoczęli od wyniku 0:5. - Złożyło się na to kilka elementów - wyjaśnia Paczkowski. - Zabrakło trochę skuteczności, sędziowie podjęli jedną czy dwie dyskusyjne decyzje, pogubiliśmy się też w obronie. Zrobiła się różnica. Po takim początku ciężko się zbierać, ale nie możemy wszystkiego na to zrzucać.
Nasz rozmówca podkreśla, że po nieudanym otwarciu mecz wcale się nie skończył. - W porządku, początek był ważny, ale spotkania nie rozgrywa się w dziesięć minut - mówi. - Przecież i w pierwszej, i w drugiej połowie mogliśmy odrobić straty. Kiedy jednak byliśmy blisko, to - mówiąc w cudzysłowie - przestraszyliśmy się tego, że możemy wygrać. Chcieliśmy dogonić rywali zbyt szybko i napędzaliśmy się na niepotrzebne straty, błędy.
Sobotnie spotkanie rozpoczęło się o godzinie 14:45. Popołudnie i wieczór były długie. - Trochę analizowaliśmy, popluliśmy sobie w brodę, ale teraz jest już nowy dzień. Nie rozpamiętujemy porażki, tylko myślimy o kolejnym spotkaniu - zapewnia Paczkowski.
ZOBACZ WIDEO Grosicki nie pomógł, PSG pokonało Rennes. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN][ZDJĘCIA ELEVEN]
W poniedziałek Biało-Czerwoni zmierzą się z Rosjanami. - Rywale na pewno zagrają wysoką obroną, graniczącą może nawet z wyjściem do połowy, pod indywidualne krycie. Mają kilka indywidualności oraz parę akcji w ataku dopracowanych do perfekcji - mówi o najbliższym rywalu nasz rozgrywający.
To będzie dla nas mecz ostatniej szansy. W przypadku porażki szanse na awans do 1/8 finału będą już tylko teoretyczne. Poniedziałkowe spotkanie rozpocznie się o godzinie 20:45.
Kamil Kołsut z Nantes