Polska - Japonia. Pierwszy skalp

PAP / Adam Warżawa
PAP / Adam Warżawa

Polscy piłkarze ręczni po raz pierwszy na tych mistrzostwach świata zafundowali kibicom horror. Jego stawką było jednak... piąte miejsce w tabeli. Biało-Czerwoni pokonali Japończyków 26:25 i w weekend zagrają o Puchar Prezydenta.

Podopieczni Antonio Carlosa Ortegi postanowili pokazać, że nawet piłka ręczna na przeciętnym poziomie może sprawiać radość. Japończycy włączyli tryb "fantazja" i już w piątej minucie po szybkim wznowieniu zagrali wrzutkę z prawego skrzydła, którą na gola zamienił Hiroki Shida. A to był dopiero początek. Azjaci z tysiąc pięćsetnego meczu w historii MŚ chcieli zrobić małe święto.

Nasi rywale błyskawiczne budowali akcje i próbowali kolejnych wrzutek. Nie zawsze się udawało, bardzo dobrze między słupkami polskiej bramki spisywał się Adam Morawski (do przerwy 47 procent skuteczności), ale jedno Japończycy wygrali z miejsca - doping francuskiej publiczności.

To akcje Azjatów wzbudzały aplauz kibiców czekających w Hali XXL na mecz gospodarzy z Rosjanami. Polacy grali chimerycznie, a obok bramkarza najjaśniejszym punktem naszej drużyny był Krzysztof Łyżwa. Mniejsza presja i teoretycznie słabszy rywal sprawił, że rozgrywający Azotów Puławy złapał odrobinę luzu, której brakowało mu w poprzednich meczach turnieju.

Na początku drugiej połowy Przemysław Krajewski zmarnował czwarty rzut karny w tym turnieju (trafił dwa). Ważniejsze było jednak to, co wydarzyło się wówczas pod drugą bramką. Kiedy wracaliśmy do obrony, Morawski zaczął kolegów pobudzać, mobilizować. To był gest, jakich w tym turnieju wcześniej nam brakowało. Łyk pozytywnej energii. Wcześniej w takich sytuacjach raczej spuszczaliśmy głowy.

ZOBACZ WIDEO Dakar: od La Paz do... Krakowa. Jaki to był rajd? (źródło: TVP SA)

{"id":"","title":""}

Wreszcie trener Tałant Dujszebajew w środku drugiej linii postawił na skrzydłowego Mateusza Jachlewskiego. To była dobra zmiana, ataki Polaków zaczęły się zazębiać. Prowadziliśmy nawet 23:20.

Po meczu Japończyków z Rosjanami niektórzy śmiali się, że zawodnicy Ortegi byli jak Suzuki. Dokazywali, robili dużo hałasu, ale na koniec i tak lepsze argumenty miał czołg. Teraz kilka minut przed końcem meczu także można było mieć wrażenie, że rywale jadą na oparach, ale Hiroki Shida i koledzy nie chcieli rzucić ręcznika. Wreszcie w ostatniej minucie pieczątkę na naszym zwycięstwie postawił Morawski.

Polska - Japonia 26:25 (9:11)

Polska: Malcher, Morawski - Daćko 2, Łyżwa 4, Jachlewski 1, Krajewski 3 (0/1), Niewrzawa 1, Walczak 2, Moryto 1 (1/1), Daszek 5, M. Gębala, Przybylski, Paczkowski 4, Gierak, T. Gębala 1, Chrapkowski 2
Karne: 1/2
Kary: 8 min. (Niewrzawa, Daćko, Przybylski, T. Gębala - 2 min.)

Japonia: Kimura, Shimizu - Kochi 1, Kato 2, Watanabe 1 (0/1), Komuro, Uegaki 2, Tokuda 4, Koshio, Shida 9, Motoki 2, Tamakawa 1, Agarie 3 (3/3), Narita, Mekaru, Doi
Karne: 3/4
Kary: 2 min. (Narita - 2 min.)

Sędziowie: A. Brunner, M. Salah (Szwajcaria).

Źródło artykułu: