Kielczanie przystąpili do spotkanie bez kontuzjowanych Tobiasa Reichmanna i Mariusza Jurkiewicza. Z kolei zespół z Brześcia przyjechał do stolicy województwa świętokrzyskiego bez Imana Jamaliego oraz Dimy Nikulenkowa, który w latach 2004-2008 występował w szeregach kieleckiej siódemki.
Żółto-biało-niebiescy szybko wyszli na prowadzenie - już po kwadransie gry mieli trzy trafienia przewagi i pewnie kontrolowali pojedynek. Przede wszystkim w zespole mistrzów Polski doskonale spisywał się Krzysztof Lijewski, ale bardzo ważne trafienia zapisywał na swoim koncie także Karol Bielecki.
Przed spotkaniem trener powiedział, że jego zespołowi brakuje instynktu zabójcy. Podobnie było w pierwszej połowie starcia z Mieszkowem Brześć - zamiast powiększyć przewagę, kielczanie zaczęli popełniać błędy, a to z zimną krwią wykorzystywali ich rywale. Szczypiorniści z Brześcia przetrwali trudny moment, gry musieli radzić sobie w podwójnym osłabieniu, a w szeregach siódemki z Kielc znów pojawiły się spore problemy ze skutecznością.
Białorusini bardzo szybko zniwelowali straty do mistrzów Polski, a na dwie minuty przed końcem pierwszej części meczu to oni wyszli na prowadzenie.
ZOBACZ WIDEO Sampdoria Genua pokonała Pescara Calcio - zobacz skrót meczu [ZDJĘCIA ELEVEN]
Po wyjściu z szatni zdecydowanie lepiej spisywali się goście, którzy błyskawicznie powiększyli przewagę do dwóch, a chwilę później do trzech trafień. Kielczanie starali się grać bardzo twardo w obronie i to skutkowało, ale... karami dwuminutowymi. Na domiar złego nerwy i brak koncentracji sprawiły, że gospodarze zaczęli się mylić i zostali ukarani między innymi za błąd zmiany.
Sygnał do odrabiania strat dał Michał Jurecki. Rozgrywający fantastycznym rzutem pokonał Ivana Pesicia i rozgrzał tym samym zarówno kielecką publiczność, jak i swoich kolegów z zespołu. Skutecznych akcji w ofensywie nie byłoby jednak bez świetnej postawy obrony i doskonałych parad Sławomira Szmala. Kielczanom wystarczyło nieco ponad pięć minut, by ze stanu 21:24 wyjść na prowadzenie 27:24. Wtedy też o czas poprosił trener Siergiej Bebeszko, ale jego podopieczni nie mieli już pomysłu na zatrzymanie rozpędzonych rywali.
Ścianą nie do przejścia był przede wszystkim Szmal, który zamurował przestrzeń między słupkami kieleckiej ekipy. Jego koledzy zdobyli za to aż osiem bramek z rzędu. Instynkt zabójcy wrócił na właściwe miejsce. Ostatecznie żółto-biało-niebiescy zwyciężyli 35:27 i fazę grupową Ligi Mistrzów zakończyli na drugiej pozycji.
Vive Tauron Kielce - Mieszkow Brześć 35:27 (15:16)
Vive Tauron: Ivić, Szmal - Jurecki 3, Walczak 2, Chrapkowski, Kus, Aguinagalde 4, Bielecki 7, Jachlewski 1, Strlek 4, Lijewski 4, Paczkowski 3, Zorman 1, Bombac 2, Djukić 3
Karne: 5/5
Kary: 8 min. (Chrapkowski, Jurecki, Lijewski, Bomabac - po 2 min.)
Mieszkow: Pesić, Mijatović - Rutenka 1, Jaszczanka, Babiczew, Kulak 3, Kristopans 5, Jurynok 1, Stojković 6, Szumak, Vukić 1, Prodanović 2, Razgor 1, Ostruszko 5, Szyłowicz 2
Karne: 3/5
Kary: 8 min. (Ostruszko, Bebeszko, Szyłowicz, Kulak - po 2 min.)
jak kiedyś pisałem na razie zabawa piłką , na koniec sezonu ma być forma i będzie :)