Opolanie na własnym parkiecie byli do tej pory groźni dla niemal wszystkich zespołów w Superlidze. Ale nie dla MMTS-u. W rundzie zasadniczej zawodnicy Patryka Rombla od pierwszych minut kontrolowali mecz. Podobny przebieg miał także ćwierćfinał rozgrywek.
- Początek zaważył na losach spotkania. Może trochę zjadła nas trema. Zabrało przede wszystkim skuteczności. Przez pierwsze 15 minut Paweł Kiepulski wyprawiał niesamowite rzeczy w bramce, chociaż trzeba przyznać, że rzucaliśmy w prosty sposób - analizuje Antoni Łangowski.
- Może trochę zaczyna też brakować sił, ale w ćwierćfinale Superligi nie myśli się o tym. W takich meczach ważniejsza jest głowa - dodaje.
Gwardia otrząsnęła się po okresie dominacji rywali i do końca meczu trwała wymiana ciosów, z tym, że cały czas zespoły dzielił dystans 4-5 bramek. - Zeszło ciśnienie i zagraliśmy tak jak w poprzednich meczach - całym sercem i wolą walki. Mamy pięć bramek straty, ale jedziemy na rewanż do Kwidzyna pełni optymizmu. Nic innego nam nie pozostaje - podkreśla rozgrywający.
ZOBACZ WIDEO Katarzyna Kiedrzynek: Nawet nie marzyłam o takim klubie jak PSG, to był dla mnie szok
MMTS zneutralizował jedną z najsilniejszych broni Gwardii - skrzydłowych. Michał Lemaniak i Karol Siwak nie dostali zbyt wielu piłek, zwłaszcza w kontrach. Powód? Kwidzynianom niemal nie przydarzały się wpadki w rozegraniu.
- Nasi skrzydłowi do tej pory dużo rzucali z kontr, a MMTS był przygotowany na tę sytuację. Nie nastawiamy się nigdy na grę przez konkretne strefy, mamy przygotowane swoje warianty w zależności od sytuacji - wyjaśnia Łangowski.