Dla obu drużyn brak awansu do Final Four był spełnieniem najgorszego koszmaru. Odkąd zmieniono formułę rozgrywek i kończą się one dwudniowym turniejem w Kolonii, kilońskie Zebry nie znalazły się w najlepszej czwórce tylko raz - w sezonie 2010/2011. Z kolei Duma Katalonii nie mogła sobie pozwolić, by po raz drugi z rzędu nie przebrnąć przez ćwierćfinał.
Nikt w Palau Blaugranie nie dopuszczał do siebie myśli, że gospodarze nie odrobią dwóch bramek starty, które przywiozły z Kilonii. Atmosfera w hali już od początku spotkania była niezwykle gorąca, a podopieczni Xaviera Pascuala od pierwszych minut byli niezwykle skoncentrowani i zmotywowani. Na pokład rzucone zostały wszystkie ręce.
Niemcy bronili honoru całej Bundesligi, bo dotychczas w Final Four zawsze najlepsza liga świata miała swojego reprezentanta. Po porażce z Flensburga Handwitt z Vardarem Skopje, tylko THW zostało na placu boju. Zebry zaczęły pojedynek jednak nieco słabiej niż gospodarze i stało się to, czego wszyscy oczekiwali - szczypiorniści z Barcelony błyskawicznie zniwelowali straty z pierwszego starcia. Walka o półfinał rozpoczęła się od nowa. Duma Katalonii szybko przejęła kontrolę nad spotkaniem, dzięki czemu mogła utrzymywać przewagę na poziomie trzech-czterech trafień.
Niemcy mieli problem z urwaniem się rywalom. Nie pomagało im to, że dobrze między słupkami bramki przeciwników spisywał się Gonzalo Perez de Vargas. Golkiper miał jednak ogromne wsparcie od kolegów grających w obronie. Defensywa FC Barcelony niemal przez całe spotkanie prezentowała się doskonale, co pozwalało gospodarzom na wyprowadzanie zabójczo szybkich ataków. To właśnie one sprawiły, że w końcówce pierwszej połowy prowadzili już pięcioma bramkami.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: chwiał się na nogach. Cudem dotarł do mety
Alfred Gislason starał się natychmiast reagować, ale jego podopiecznym z trudem przychodziło wcielenie uwag szkoleniowca. Kilończycy grali bardzo wysoko w obronie, ale to także nie sprawiało Hiszpanom większych problemów.
Przewaga Katalończyków utrzymywała się na bardzo bezpiecznym poziomie i przez większość drugiej połowy oscylowała wokół pięciu trafień. Ogromny w tym udział miał Perez de Vargas, którego skuteczność momentami sięgała aż sześćdziesięciu procent. Jego vis a vis - Niklas Landin dawał z siebie wszystko, ale gracze z Barcelony byli zbyt rozpędzeni, by cokolwiek mogło im przeszkodzić w osiągnięciu korzystnego wyniku. THW w końcówce próbowało jeszcze ostatniego zrywu, ale i to im się nie powiodło. FC Barcelona zwyciężyła 23:18 i w Palau Blaugranie zaczęła się fiesta.
Liga Mistrzów, ćwierćfinał, 2. mecz:
FC Barcelona Lassa - THW Kiel 23:18 (13:9)
FC Barcelona: De Vargas, Ristowski - Noddesbo 2, Tomas 4, Entrerrios 1, Sorhaindo 1, Arino 1, Rivera 7, N'quessan 1, Syprzak 2, Mem 1, Morros, Saubich, Jucha, Jallouz, Łazarow 3
Karne: 3/4
Kary: 4 min (Jicha, Jallouz - po 2 min.)
THW: Landin, Wolff - Toft Hansen, Lacković 1, Sprenger, Weinhold 1, Dissinger, Wiencek 1, Ekberg 4, Dahmke, Brozović 2, Vujin 4, Bilyk 2, Nilsson 2, Santos 1
Karne: 3/3
Kary: 4 min. (Brozović - 4 min.)