Polska gra z Rumunią. Oto nowy, wspaniały świat

Materiały prasowe / ZWIĄZEK PIŁKI RĘCZNEJ W POLSCE / Na zdjęciu: Piotr Przybecki
Materiały prasowe / ZWIĄZEK PIŁKI RĘCZNEJ W POLSCE / Na zdjęciu: Piotr Przybecki

To będzie zupełnie nowa reprezentacja Polski. Drużyna, jakiej kibice w kraju jeszcze nie widzieli. Biało-Czerwoni grają w Ergo Arenie z Rumunią, a Piotr Przybecki debiutuje w roli selekcjonera przed własną publicznością. Początek o godzinie 14:30.

W tym artykule dowiesz się o:

Kibica, który z piłką ręczną styka się od święta, czeka poznawczy szok. I całkiem prawdopodobne, że gdy spiker krzyknie: "Bramkę zdobył Michał...", publiczność zdania nie dokończy. Bo dziś kadra to w większości zawodnicy dla niej anonimowi. Jeszcze.

Zwycięski remis

Niedzielny mecz opatrzony jest etykietką "eliminacje mistrzostw Europy", ale to akurat znaczenia nie ma. Polacy szanse na awans stracili po środowym starciu z Serbami (34:34), a Rumunom dzień później skrzydła przycięli Białorusini (22:32). O ile jednak nasi rywale po porażce mogli chodzić załamani, to dla Biało-Czerwonych remis - choć przecież przegrany - nieoczekiwanie okazał się zwycięski.

Bo nam w Niszu nie chodziło o wynik, tylko o grę. Nie o awans - szanse mieliśmy tylko matematyczne - lecz o nadzieję. I to podopieczni Przybeckiego wygrali. Drużyna złożona z reprezentantów PGNiG Superligi (plus barceloński rodzynek Kamil Syprzak) rzuciła rękawicę serbskiej ekipie gwiazd.

Duma i irytacja

Mecz z Serbią był zjawiskowy. Zagrany na luzie, z entuzjazmem i polotem. A wynik zaskoczył nawet samych zawodników. Po serii porażek w turnieju towarzyskim (27:33 ze Szwecją, 21:24 z Islandią, 22:41 z Norwegią) Biało-Czerwoni jechali do Niszu jak na stracenie. Środowisko nawet porażkę 5-10 golami przyjęłoby ze zrozumieniem.

ZOBACZ WIDEO: Martin Lewandowski: "Popek" zaszokował pół Polski. Ma specyficzny magnes

Stało się inaczej. Zaskoczyło. Polacy długo prowadzili, mogli nawet pokonać faworyta. W kluczowych akcjach zjadły ich nerwy. Pomylił się Paweł Genda, mylili się Marek Szpera oraz Adrian Kondratiuk. Wreszcie źle akcję rozegrali Rafał Przybylski i Przemysław Krajewski, a kilka sekund przed końcem meczu - mogliśmy jeszcze wyprowadzić szybki atak, skarcić rywali - ten ostatni się zawahał. Nie usłyszał krzyku z ławki, nie wznowił akcji. Uszanował remis.

Co ważne, po meczu Polacy byli źli. Czuli, że mogli zwyciężyć, zdobyć dwa punkty. Szczęście, że została pewność siebie. Kiedy Serbowie rwali włosy z głowy i patrzyli w podłogę, a trener "suszył" im głowę, nasi wychodzili z szatni zirytowani, ale zbudowani. Z lekkim niedosytem, ale i wypiętą piersią.

Czysty zysk

Najlepszy mecz od miesięcy zagrał w kadrze Krajewski, skutecznością imponował Rafał Przybylski, obecny wreszcie pod bramką rywali Piotr Chrapkowski strzelił zaś więcej goli niż w siedmiu meczach na styczniowych MŚ razem wziętych. A już bramkarz Mateusz Kornecki - jako reprezentant debiutował na początku roku - selekcjonera zacięciem i sportową klasą wręcz zachwycił.

W meczu o punkty pierwszy raz wystąpiło siedmiu: Kondratiuk, GendaJan CzuwaraIgnacy Bąk, Antoni ŁangowskiSzymon Sićko oraz Michał Potoczny. Wrażenie zrobił zwłaszcza ten ostatni, wcielając się w rolę poszukiwanego dla kadry od lat środkowego rozgrywającego. Każdy z "szesnastki" dołożył jednak co wyniku swoją cegiełkę, dla każdego turniej w Norwegii oraz mecz z Serbami były czystym zyskiem.

A przecież gdyby nie kontuzje (Michał Daszek, Marek DaćkoPaweł PaczkowskiTomasz Gębala, Maciej Gębala) oraz rezygnacje i odmowy (Krzysztof Lijewski, Karol Bielecki, Sławomir Szmal, Michał Jurecki, Mariusz JurkiewiczMateusz Jachlewski) z tej gwardii Przybeckiego na mecz do Niszu nie pojechałby prawie nikt.

Nowa nadzieja

Fakt, jedna jaskółka wiosny nie czyni. Jeden mecz to nie powód, żeby trąbić o początku czegoś dobrego. To był dopiero wstęp, ledwie zarysowane wprowadzenie. Zabazgrana kartka upstrzona didaskaliami.

Ponad połowa kadrowiczów to wciąż postacie co najwyżej lokalne; doświadczeni tylko w ligowej walce, od potężnie zbudowanych norweskich rówieśników odbijający się jak od ściany. Od jednego remisu nie urosną, nie nabiorą z miejsca fizycznej i technicznej ogłady.

Ważne jednak, że po meczu z Serbami zaświeciły się oczy. Przybecki do nich trafił, a oni mu zaufali. Zauważyli że to, co mówi i radzi, przynosi efekty, ma sens. I może ta nowa era, ten nowy wspaniały świat - gdy już się narodzi - wcale nie będzie antyutopią. Może z tej mąki będzie chleb.

Źródło artykułu: