26-latek z Serbami (34:34) i Rumunami grał bez kompleksów. Brał na siebie ciężar gry, nie bał się rzutu, trafiał z trudnych pozycji. Był zupełnie innym graczem niż niepewny i nerwowy Przybylski z mistrzostw świata we Francji. Złapał luz, na nabyte doświadczenie dało o sobie znać.
W dwóch ostatnich meczach zdobył 16 bramek; tyle samo, co Arkadiusz Moryto, o siedem więcej niż Przemysław Krajewski oraz Piotr Chrapkowski. Liczby mówią same. Szczecinianin wreszcie na poziomie reprezentacyjnym pokazał, że jest kimś więcej, niż leworęcznym gigantem. I w grach o stawkę może stać się jednym z liderów drużyny narodowej. Błyszczeć na parkiecie, nie tylko poza nim.
Kiedy pytamy go o świetne występy, nie odlatuje. Zachowuje spokój.
- Po prostu bardzo dobrze czuję się na boisku - mówi. - Mistrzostwa świata nie były w moim wykonaniu najlepsze i mam nadzieję, że teraz z każdym kolejnym meczem i każdą kolejną minutą spędzoną na parkiecie będę szedł do przodu. A transfer do Touluzy oraz wyjazd do ligi francuskiej tylko pomogą mi w podnoszeniu umiejętności.
ZOBACZ WIDEO: Martin Lewandowski: Zawodnicy MMA buntowali się przeciw zarobkom "Pudziana"
Po zmianie selekcjonera sportowo urósł Przybylski, urosła też sama kadra. Polacy zaskoczyli energią oraz entuzjazmem i w meczach z dwoma trudnymi rywalami zdobyli 3 punkty.
- Jak na 7 dni treningu, które mieliśmy przed pierwszym meczem, pokazaliśmy dobre zgranie - wyjaśnia nasz rozmówca.
I kontynuuje: - Z trenerem Przybeckim od początku mieliśmy dobry kontakt. Zaufał nam, dał możliwość grania. A przez to, że nie ma już w kadrze starszych zawodników, możemy spędzić na boisku dużo więcej czasu. Będziemy dalej łapać to doświadczenie, ogrywać się. Przed nami dużo pracy. W tę kadrę trzeba jednak uwierzyć. Dajcie trochę czasu i będzie z nas dużo pociechy.