To szósta z rzędu przegrana mistrzów Polski na wyjeździe. W tym roku kalendarzowym poza Halą Legionów nie udało im się zwyciężyć ani raz. Nie udało się także odczarować hali w Celje - chociaż od pierwszego meczu kielczan w tym mieście minęło osiemnaście lat, wciąż pozostaje ono dla nich terenem niezdobytym.
Mówili, że się nie przestraszą. I słowa dotrzymali. Podopieczni Branko Tamse kolejny raz udowodnili, że potrafią przeciwstawić się mistrzom Polski. Największe gwiazdy słoweńskiego zespołu opuściły go latem, ale młodzież godnie zastąpiła doświadczonych kolegów. W piłce ręcznej ogromne znaczenie ma umiejętność wykorzystywania błędów rywali i sprawiania, by działały na naszą korzyść. Chociaż Browarnicy są nieco nieopierzeni, tę lekcję dokładnie przyswoili i w meczu z kielczanami test zdawali na ocenę celującą.
A było, co wykorzystywać, bo żółto-biało-niebiescy pomyłek popełniali co nie miara. Główną bolączką mistrzów Polski było niewykorzystywanie czystych sytuacji - zresztą już w pierwszej akcji spotkania nieskuteczny był Blaż Janc. PGE VIVE co rusz ratował Filip Ivić, ale jego kolegom w obronie brakowało czujności, a w ataku dokładności. Fantastycznie między słupkami gospodarzy spisywał się Urban Lesjak, ale trzeba przyznać, że kilka razy to kielczanie zrobili z niego bohatera.
Przekroczona przy rzucie linia szóstego metra, wygarnięta z pola bramkowego piłka, niecelne podanie, trafienie wprost w korpus Lesjaka - błędy w szeregach Vive się mnożyły, a dla Słoweńców to była woda na młyn. Podopieczni Branko Tamse uruchomili swoją najmocniejszą broń, czyli kontrataki i zaczęli odjeżdżać przeciwnikom. Na niespełna cztery minuty przed końcem pierwszej połowy prowadzili już pięcioma trafieniami i kieleccy kibice mogli zacząć się martwić. Do szatni zespoły zeszły przy wyniku 16:12.
Druga partię żółto-biało-niebiescy rozpoczęli z zupełnie inną energią. Błyskawicznie rzucili się do odrabiania strat, nieocenione okazały się interwencje Sławomira Szmala i bardzo szybko przewaga Słoweńców stopniała do jednego trafienia. Gospodarze jednak się nie poddawali i znów zdołali odskoczyć.
ZOBACZ WIDEO Adam Warchoł ma dopiero 16 lat, a jest już wicemistrzem Polski i marzy o igrzyskach w Tokio
Na początku 43. minuty po trzech dwuminutowych karach, czerwoną kartkę otrzymał Borut Mackovsek i sędziowie wysłali go na trybuny. Zespół z Celje znów prowadził tylko jedną bramką, więc trener Branko Tamse poprosił o czas, by uspokoić swoją drużynę. Jego podopiecznym w ataku spętało nieco ręce i kielczanie mieli szansę na doprowadzenie do remisu. Nie wykorzystali jej jednak, ponownie zrobiło się nerwowo i po chwili przewaga Słoweńców znów urosła do pięciu trafień.
Na dziesięć minut przed ostatnią syreną mistrzowie Polski znaleźli się w idealnej sytuacji, by odrobić straty, bo grali w podwójnej przewadze. Nie trwało to jednak długo, ponieważ szybko karę zarobił Michał Jurecki.
Walka o zniwelowanie prowadzenia gospodarzy trwała niemal do samego końca spotkania. Złudzenia o wywiezieniu z Celje dwóch punktów odebrał polskiemu zespołowi Luka Mitrović. Ostatecznie kielczanie przegrali 27:31.
Celje Pivovarna Lasko - PGE VIVE Kielce 31:27 (16:12)
Celje: Lesjak, Panjtar - Vujović 1, Jurecić 1, Malus 3, Razgor 1, Suholeznik, Marguc 7, Mitrović 5, Kondrin 1, Makuc 1, Anić 3, D. Dujszebajew 5, Mackovsek 2, Mlakar, Beciri 1
Karne: 4/4
Kary: 14 min.
PGE VIVE: Ivić, Szmal - Jurecki 2, A. Dujszebajew 4, Kus 1, Aguinagalde 4, Bielecki 2, Jachlewski 2, Strlek 4, Janc 2, Lijewski, Jurkiewicz, Zorman, Mamić, Bombac, Djukić 6
Karne: 2/2
Kary: 8 min.