Warszawska pustynia. AZS UW nadzieją na piłkę ręczną w stolicy

Materiały prasowe / AZS UW Warszawa / Na zdjęciu: zawodnicy AZS UW Warszawa
Materiały prasowe / AZS UW Warszawa / Na zdjęciu: zawodnicy AZS UW Warszawa

Warszawa to biała plama na mapie polskiej piłki ręcznej. Dyscyplinę próbują odbudować entuzjaści z AZS-u UW. Realia są jednak bezlitosne. Zawodnicy grają za darmo, dla przyjemności, często trenują po ośmiu godzinach pracy.

W tym artykule dowiesz się o:

Niedługo minie dekada odkąd Warszawa ostatni raz gościła Ekstraklasę. Panie z Akademii Wychowania Fizycznego z hukiem zleciały do I ligi. O sukcesach mężczyzn pamiętają nieliczni. Na przełomie wieków Warszawianka ściągała reprezentantów kraju, biła się o mistrzostwo. W jej barwach pierwsze medale zdobywali Sławomir Szmal, Marcin Wichary czy Grzegorz Tkaczyk. Wkrótce wpadła w tarapaty finansowe, znikała z horyzontu. W 2015 roku już po raz trzeci.

Teraz to AZS UW próbuje ocalić stołeczną piłkę ręczną od zapomnienia. Akademicy jako ostatni oczami wyobraźni widzieli Superligę. Kilka lat temu, wspierani przez firmę Zepter, rywalizowali w barażach. Potem sponsor wycofał się i marzenia prysły jak bańka mydlana. Zespół wrócił do szarej rzeczywistości, zaczął balansować między I a II ligą. Na drugi front wrócili kilka miesięcy temu.

Wysiłkiem trenerów, Sławomira Monikowskiego i Roberta Bliszczyka oraz kierownika Krzysztofa Szczycińskiego klub wiąże koniec z końcem. O kokosach nie ma mowy. Większość zawodników gra po prostu za darmo.

- Budżet nie pozwala nam na żadne dodatkowe świadczenia, biegają po parkiecie dla rozrywki. Co najwyżej studenci dostają stypendium od uczelni. Zapewniamy sprzęt, środki na transport. Nie możemy nawet zatrudnić masażysty. Niektórzy prosto po ośmiogodzinnej pracy fizycznej idą na trening. Czasem trudno zmobilizować się do kolejnego wysiłku - opowiada Bliszczyk.

W tych warunkach, ich dotychczasowe wyniki robią jeszcze większe wrażenie. Pokonali m.in. solidną Warmię Olsztyn czy Real Astromal Leszno, zajmują aktualnie piąte miejsce w grupy A tabeli I ligi. Do podium brakuje punktu.

Akademicy funkcjonują głównie dzięki dofinansowaniu od miasta. Liczą, że uda się im zwrócić uwagę potencjalnych sponsorów. Prężnie działają w internecie, ich filmiki na Facebooku obejrzało ok. 25 tys. osób. - W Warszawie zgłasza się mnóstwo chętnych do tortu. Nasza sytuacja jest o tyle dobra, że sporty zespołowe mogą pozyskiwać fundusze z budżetu promocji. Staramy się jednak znaleźć firmę, która mogłaby nas wesprzeć. A w stolicy to zadanie karkołomne - mówi jeden z trenerów.

Frekwencja na spotkaniach nie powala, na trybunach zasiada jakieś 200, góra 300 osób. To maksimum, na więcej nie pozwalają niewielkie trybuny - No i przede wszystkim jesteśmy raczej jedną z ostatnich sobotnich atrakcji w mieście - nie ukrywa Bliszczyk.

Wkrótce warszawska piłka ręczna - pewnie na krótko - znowu znajdzie się w centrum zainteresowania. Jak sami piszą na Facebooku, w ich skromne progi zawita (31.01) europejski gigant, PGE VIVE Kielce. W 1/16 finału krajowego pucharu los przydzielił im mistrzów Polski. Karola Bieleckiego i innych zobaczą jednak nieliczni. Klub nie znalazł hali o większej kubaturze.

- Myślę, że w Warszawie jest zapotrzebowanie na piłkę ręczną. Pewnie zebralibyśmy z 1000 osób na ten mecz. Niestety, nie ma wolnego obiektu w Warszawie. Jeden jest akurat zajęty przez siatkarki Wisły - wyjaśnia Bliszczyk.

Zapał zawodników i sztabu nie gaśnie. Nikt nie zamierza buntować się wobec sytuacji, w jakiej się znaleźli, choć przykład Warszawianki uczy, że koncepcja może się wyczerpać. Klub upadł, bo nie zaspokajał podstawowych finansowych wymagań. -  Funkcjonujemy tak od lat. W Warszawiance zrezygnowali z gry, ale jest jedna zasadnicza różnica - nie obiecywaliśmy gruszek na wierzbie. Zawodnicy wiedzą, na czym stoją i akceptują to. Zapewniamy po prostu realizowanie sportowych ambicji - przyznaje szkoleniowiec.

O PGNiG Superlidze nikt nie myśli. To tak odległa perspektywa, że nie wypada o niej wspominać. To dopiero początek drogi. - Oczywiście, teraz nie walczymy o elitę, na amatorstwie nie da się tam zajechać. Trzeba zapewnić chociażby odnowę biologiczną. Ważne też, żeby gracze nie dokładali do tego interesu - twierdzi Bliszczyk.

I dodaje: - Sztab szkoleniowy i zawodnicy to jak na razie wszystkie ręce, które mogą coś zdziałać.

ZOBACZ WIDEO: Cztery gole Realu. "Królewscy" bliżej podium. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Komentarze (12)
avatar
EQ Iskra
30.01.2018
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Cholera... jakby moja firma miała siedzibę w Wa-wie to nawet dla frajdy rzuciło by się trochę kasy na klub, żeby poekscytować się ręczną w takim mikro lokalnym wydaniu. Taka ilość firm w Wa-wie Czytaj całość
ORH-
30.01.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Za to placówki państwowe w Warszawie kwitną i biurokracja, jak grzyby po deszczu rosną... Tfu... 
avatar
krzyzak100
30.01.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Sport w naszej stolicy to wogole jest Dnooo i 100 metrów mulu.... Oprócz Legii oczywiście 
spoko22
30.01.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Fajnie jakby Warszawa miała drużynę na poziomie w Superlidze, potencjał ludzki (apropo szkolenia juniorów) byłby pewnie spory, znalezienie sponsora byłoby pewnie łatwiejsze niż w mieście gdzie Czytaj całość
avatar
piotrg.
30.01.2018
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
To kolejne potwierdzenie, że takie dyscypliny jak szczypiorniak czy siatkówka choćby zazwyczaj najlepiej się mają w mniejszych miastach, a już na pewno nie w metropoliach. W owych miastach klub Czytaj całość