Zarówno zawodnicy Sandra Spa Pogoń, jak i Piotrkowianina już przed meczem ostatniej kolejki sezonu zasadniczego wiedzieli, że zagrają właściwie o nic. Oba kluby zachowały się jednak niezwykle profesjonalnie. Stworzyły bardzo ciekawe dla oka kibica widowisko. Nikt tutaj nie zamierzał odstawiać ręki. Od emocji aż kipiało. Skończyło się dopiero rzutami karnymi.
- Czy lubimy karne, czy nie - trudno powiedzieć. To zawsze loteria. Nie wiadomo też czy to pech, czy szczęście. Trochę tych rzutów z siedmiu metrów było już w tym sezonie. Niektóre nam się powiodły, ale większość nie. Przeciwko Pogoni też nie wyszło. Trudno - przyznał po spotkaniu Filip Surosz.
Ekipie z Piotrkowa Trybunalskiego nie groził już spadek pozycję niżej, ani też awans. Szczypiorniści znaleźli jednak sposób, jak się odpowiednio zmotywować. - Jadąc do Szczecina znaliśmy wynik Wybrzeża Gdańsk, więc nie było już takiej presji. Chcieliśmy pożegnać ten sezon z sercem i nie odpuszczać tego meczu. Zabrakło trochę szczęścia, może uwagi. Popełniliśmy w rzutach karnych jeden błąd i za niego zapłaciliśmy przegraną - nie ukrywał rozgrywający.
- Nie było presji, ale tak jak powiedziałem wcześniej, chcieliśmy się pokazać z jak najlepszej strony szczególnie, że pojechała za nami spora grupa kibiców z Piotrkowa. Chcieliśmy zagrać także dla nich dobry mecz i stworzyć ciekawe widowisko - podsumował niespełna 24-letni zawodnik Piotrkowianina.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: ambasadorka mundialu znów rozpala męskie zmysły