Mecz Azoty - Gwardia przypominał sinusoidę. Było w nim kilkubramkowe prowadzenie gospodarzy, mnóstwo remisów, czy też nieznaczne prowadzenie gości. Ostatecznie szala zwycięstwa przechyliła się na korzyść puławian, ale nie na tyle mocno, by nie próbować odwrócić tego wychylenia. Trzy bramki przewagi, to bowiem tylko symboliczny handikap.
- Ten wynik daje nam szanse na finał. Mógł być nawet jeszcze trochę lepszy, ale w końcówce zrobiliśmy dwa, czy trzy proste błędy. Azoty były faworytem tego meczu. My postawiliśmy wszystko na jedną kartę i teraz oni muszą przyjechać do nas i udowodnić, że są od nas lepsi - powiedział Mokrzki.
Gwardia potwierdziła już z resztą, że nie takie straty potrafi odrabiać. W dodatku zrobiła to na jeszcze wyższym poziomie, bo w Pucharze EHF. - W tym sezonie z Benifiką Lizbona udało nam się przecież we własnej hali odrobić cztery bramki - przypomniał rozgrywający Gwardii. - Mam nadzieję, że w meczu z Azotami w Opolu zagramy na maksimum swoich możliwości i uda nam się wejść do finału - dodał.
Gwardziści po raz drugi w tym roku zagrali w Puławach i znowu spotkanie było zacięte. Ligowe starcie też zakończyło się różnicą trzech bramek na korzyść gospodarzy, ale było równie zacięte jak to pucharowe. Można zaryzykować stwierdzenie, że opolanie mają swoisty patent na grę przeciwko Azotom. Mokrzkiego nie dziwi taka zaciętość tej rywalizacji. - Wiadomo, że mecz meczowi nierówny, ale w Pucharze Polski też każdy chce wypaść jak najlepiej.
ZOBACZ WIDEO Gol i owacja na stojąco dla Arkadiusza Milika. Sześć goli w meczu Napoli [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
[color=#4B4F56]
[/color]