Gdy 29 maja 2016 roku szczypiorniści z Kielc w 46. minucie finału Ligi Mistrzów przegrywali dziewięcioma bramkami z Telekomem Veszprem, niewiele było osób, które wierzyły w sukces żółto-biało-niebieskich. Na trybunach Lanxess Areny tłum Węgrów celebrował już zwycięstwo swojej ekipy - radość wręcz z nich kipiała i wydawało się, że tego dnia nic nie jest w stanie zepsuć im humorów. Kielczanie dokonali niemożliwego - doprowadzili do remisu, przetrwali dogrywkę i okazali się lepsi w serii rzutów karnych. Wygrali rozgrywki i zniweczyli wszystkie plany fanów z Veszprem. Węgierska bańka szczęścia pękła, za to na sektorach zajmowanych przez kibiców z Polski popłynęła niejedna łza. Drużyna do zadań specjalnych spisała się na medal. Złoty medal.
O tym zdarzeniu słyszał zapewne każdy, kto chociaż trochę interesuje się piłką ręczną. Zawodnicy z województwa świętokrzyskiego już na zawsze zapisali się w historii jako ci, którzy zaliczyli najbardziej spektakularną pogoń za wynikiem. Trudno nie przywołać tamtego wydarzenia przed spotkaniem, w którym kielczanie liczą na podobny scenariusz.
Znów trzeba odrabiać straty i gonić rezultat. Tym razem stawką jest awans do Final Four. W ćwierćfinale mistrzowie Polski trafili najgorzej jak mogli, bo na galaktyczne Paris Saint-Germain HB. Nie rywal okazał się jednak najgorszy z możliwych, ale postawa żółto-biało-niebieskich w meczu na własnym parkiecie. Pierwsza połowa to była prawdziwa katastrofa w wykonaniu kieleckiej siódemki. Gospodarze byli jedynie tłem dla rozgrywających fantastyczne spotkanie Francuzów.
- Pierwsza połowa w naszym wykonaniu była bardzo zła. Zagraliśmy słabo w obronie, nie pomagaliśmy bramkarzowi. Było za mało agresji, popełniliśmy kilka bardzo prostych błędów w ataku. Dziewięć razy nie rzuciliśmy w akcjach jeden na jednego. W Paryżu musimy takie sytuacje wykorzystywać - mówi Dean Bombac i dodaje: - Trzeba zachować optymizm. W innym wypadku lepiej zostać w Kielcach, pozwolić im wygrać 10:0 i skupić się na krajowych rozgrywkach - walce o mistrzostwo i puchar.
- Różnicę zrobiło to, że oni w pierwszej połowie zdobywali dużo łatwych bramek, a my nie rzucaliśmy ze stuprocentowych szans. Musimy to poprawić i myślę, że będziemy mieli szansę. Jedziemy do Paryża walczyć - Blaż Janc prezentuje bojowy nastrój.
W Lidze Mistrzów na terenie rywala jeszcze nikomu nie udało się odrobić straty sześciu bramek, kielczanie jednak wierzą, że są w stanie tego dokonać. Jedno jest pewne - nie mają nic do stracenia.
- Wszystko w życiu kiedyś przychodzi po raz pierwszy. Tak samo jest w piłce ręcznej. Sześć bramek to i bardzo dużo, i bardzo mało. Czasem wystarczy pięć minut, by tyle rzucić, a przed nami jest przecież aż sześćdziesiąt - twierdzi słoweński rozgrywający. Wtóruje mu jego rodak - Blaż Janc. Skrzydłowy podkreśla, że bardzo dużo w sferze mentalnej dała jego zespołowi dobra gra w drugiej połowie potyczki z PSG: - Można powiedzieć, że wydarzyło się coś pozytywnego. W pierwszej połowie zagraliśmy najgorsze trzydzieści minut, jakie tylko mogliśmy zagrać. Po przerwie jednak naprawdę walczyliśmy tak, jak powinniśmy. Odrobiliśmy sześć trafień i dlaczego w Paryżu ma nam się nie udać z kolejnymi sześcioma? Mamy na to cały mecz.
Kielczanie przegrywali już z paryżanami trzynastoma bramkami, a jednak w drugiej części starcia udało im się zmniejszyć straty. Wystarczyło zaledwie pięć minut, by przewaga gości stopniała do pięciu oczek. Mistrzowie Polski kolejny raz udowodnili, że bez względu na wszystko zawsze walczą do końca. - Jesteśmy zmobilizowani i zbudowani naszą postawą w drugiej połowie pierwszego meczu. Podchodzimy do rewanżu z optymizmem - mówi Janc, a Bombac dodaje: - Bez pozytywnego podejścia nie możesz jechać do Francji i próbować wygrać meczu, bo to się nie uda. My wierzymy w awans.
Liga Mistrzów, 1/4 finału, 2. mecz:
Paris Saint-Germain HB - PGE VIVE Kielce / 28.04.2018, godz. 17:30
ZOBACZ WIDEO Zobacz, jak Vital Heynen ogłaszał kadrę na Ligę Narodów. Mówił tylko po polsku