Gdańszczanie tylko do przerwy próbowali przeciwstawić się Orlenowi Wiśle Płock. - Pierwsza połowa jakoś wyglądała i mieliśmy dość dobry wynik, bo przegrywaliśmy tylko różnicą trzech bramek, ale trzeba zaznaczyć, że graliśmy bardzo słabo. To nie była gra tego zespołu, do której przyzwyczaił nas wcześniej. Wszystko szło jak krew z nosa i ciężko było zdobywać bramki - zauważył Marcin Lijewski.
- W drugiej połowie niewykorzystane sytuacje nas zabiły. Trafiając piłki sam na sam mielibyśmy kontakt z przeciwnikiem i przy wejściu smoka, jakie miał Artur Chmieliński, można byłoby odwrócić role w meczu. Potwierdza się jednak prawda sportowa, niewykorzystane sytuacje się mszczą - dodał trener Wybrzeża Gdańsk.
Plusem spotkania był Paweł Salacz, który zaliczył najlepszy mecz po powrocie do kontuzji. - Paweł jest po bardzo ciężkiej kontuzji i długiej rehabilitacji. Muszę mu bardzo racjonalnie dozować czas na boisku, on nie może grać za dużo. Teraz grał chyba najwięcej i co prawda nie ustrzegł się błędów, ale w obronie grał bardzo dobrze. W ataku przestrzelił kilka piłek, co kosztowało nas bardzo dużo. Płocczanie nam uciekli i zadziałała psychologia tłumu. Jednym szło z górki, drugim pod górę - podkreślił Lijewski.
Gra z Salaczem w składzie daje Wybrzeżu nowe możliwości, ze względu na wzrost tego zawodnika. - Były momenty, że potrafiliśmy to wykorzystać, ale zabrakło tempa w grze i mam pretensje do środkowych, którzy muszą wymuszać na środkowych bardziej aktywną grę. Młodość ma jednak swoje prawa - ocenił trener gdańskiego klubu, przed którym jeszcze rewanż w Płocku. - O awans będzie bardzo ciężko, ale chcemy zakończyć sezon zwycięstwem i będziemy trenować ciężko, by w Płocku pokazać się z dobrej strony - zapowiedział były wielokrotny reprezentant Polski.
ZOBACZ WIDEO: Rafał Przybylski apeluje do młodych: Nie bójcie się i jedźcie!