Marcin Górczyński, WP SportoweFakty: Panie prezesie, wiadomości docierające z Kielc nie są zbyt optymistyczne. Jeszcze nigdy nie prosiliście miasta o tak duże dofinansowanie (4,5 mln złotych - przyp.red.). Jest aż tak źle?
Bertus Servaas, prezes PGE VIVE Kielce: Nie stawiam miasta pod ścianą. Pytanie tylko, czy chcemy utrzymać taki poziom piłki ręcznej jak teraz. Od dzisiaj do 30 czerwca 2019 potrzebujemy 5 mln złotych. Normalnie, co roku, dostawaliśmy 2,5 mln. Idą wybory, w październiku mogą zmienić się władze, wiec wolimy załatwić to teraz. Zamiast prosić o dofinansowanie na początku 2019 roku, zwróciliśmy się do miasta w tym momencie, żeby od razu uzyskać niezbędne środki.
Przyszłość PGE VIVE Kielce jest zagrożona?
Upadłość klubu w ogóle nie wchodzi w rachubę. Po prostu będziemy musieli dopasować poziom sportowy do budżetu. Do tej pory mieliśmy ok. 2,5 mln luki, teraz ok. 4,5 mln. Dodatkowe środki momentalnie rozwiążą nasze problemy. Możemy też powiedzieć zawodnikom, że w tym roku dostaną 2 mln, a potem kolejną część. To kwestia dogadania się. Nie chcemy jednak dalej takich sytuacji i kolejnego proszenia się o finanse z miasta.
Co jeśli nie uda się uzyskać tak dużego dofinansowania?
Oczywiście wszystko zrozumiem. Kiedy prezydent i radni stwierdzą, że nie dadzą pieniędzy, to odpowiednio dostosujemy budżet do naszych potrzeb. Obetniemy finanse o 2-3 mln, a za tym pójdą zmiany personalne. Wprawdzie jeszcze nie w tym roku, ale już od sezonu 2019/20.
Tym razem pan uspokaja, za to w rozmowie w "Echu Dnia" mówił pan o groźbie bankructwa...
Już to wyjaśniłem, zostałem źle zrozumiany. Nie mówiłem o bankructwie, upadku. Jedynie gdybym nie porozumiał się z zawodnikami, to trudno byłoby utrzymać klub. Spółka akcyjna, taka jak VIVE, ma pewne prawne ograniczenia. Musimy postępować zgodnie z przepisami i tak działamy. Nie jesteśmy jakkolwiek zagrożeni. Ryzyko pojawiłoby się tylko, gdybym nie dogadał się za zawodnikami, a to już załatwione. Moi prawnicy kontrolują sprawę. Nie chcę też stawiać sprawy na ostrzu noża, bo to wygląda trochę jak szantaż - dajcie pieniędzy, jak nie, to zlikwiduje klub. Tak nie jest. To tylko zapytanie, czy chcemy utrzymać ten poziom. Ja jestem spokojny o nasz byt, VIVE nie grozi upadek. Na pewno wystartujemy w Lidze Mistrzów i Superlidze.
Skąd w ogóle wzięła się tak duża luka w budżecie? Przeszarżowaliście z możliwościami?
Nie chcę narzekać na pewnych ludzi, ale po prostu nie dotrzymali słowa. Wpisaliśmy większe kwoty do budżetu, bo liczyliśmy na ich obiecaną pomoc. Niestety, w trakcie roku okazało się, że będzie inaczej. Przez to mamy lukę. Teraz już jestem na to uczulony i w następnym roku taka sytuacja nie będzie miała miejsca, zaufamy tylko temu, co mamy na papierze. Budżet na sezon 2018/19 jest gotowy, żadnych problemów nie będzie. Przez to oddaliśmy Deana Bombaca do Szeged, bo chcieliśmy zamknąć budżet. Nie zaufamy już obietnicom. Jestem bardzo szczęśliwy, że zawodnicy w 100 proc. przyjęli nasze propozycje, ale drugi raz nie może się to powtórzyć.
To świeża sprawa czy trwa już kilka lat? Bo o problemach mówi się od co najmniej dwóch sezonów.
Nie, to nie jest nowa sprawa. Minęło już właściwie 2 lata. Odpowiadam za to jako prezes, to wyłącznie mój błąd. To logiczne, że cała krytyka spadła na mnie. Ten zespół zagra w sezonie 2018/19, cele się nie zmieniają, nadal mierzymy w Final4 Ligi Mistrzów. Problemy się nie powiększą, myślę, że wkrótce sytuacja się polepszy. Jeśli pomoże nam miasto, to znajdziemy się w bardzo dobrym położeniu.
Co dalej ze współpracą z PGE? Umowa wygasa po tym roku, a w obecnej sytuacji każde wsparcie będzie niezbędne.
Z PGE wszystko w porządku. Jesteśmy bardzo zadowoleni ze współpracy, zresztą druga strona też. Rozmawiamy aktualnie o nowym kontrakcie.
Na odejście Michała Jureckiego, tak jak na pożegnanie z Deanem Bombacem, też miała wpływ sytuacja finansowa?
Michał Jurecki to osobny temat. Po prostu dostał ofertę Flensburga. Chcieliśmy podpisać roczną umowę i liczyliśmy, że skończy u nas karierę, bo po tym czasie mamy już podpisanego zawodnika. Pojawiła się bardzo dobra, dwuletnia propozycja z Niemiec i mogliśmy mu tylko pogratulować. Rozumiem jego żal, że nie daliśmy mu tak długiej umowy jak chciał, ale inaczej zaplanowaliśmy kolejne sezony.
Jeszcze w nawiązaniu do 2019 roku. Odejdzie Michał Jurecki, na pewno będziecie potrzebować środkowego, bo za rok na tej pozycji zostanie tylko Luka Cindrić. Na razie jednak koniec wielkich transferów?
Rzeczywiście, czeka nas nowe rozdanie. Wygląda na to, że Mariusz Jurkiewicz gra u nas ostatni sezon. Przede wszystkim musimy zobaczyć, jakimi finansami dysponujemy. Zależnie od decyzji miasta, będziemy walczyć na rynku. Na pewno nie zamierzamy wariować, zawsze robimy transfer z wyprzedzeniem, inaczej nam się nie opłaca. Gdybyśmy teraz kontraktowali Cindricia, to musielibyśmy wyłożyć prawie 2 razy tyle. To samo dotyczy Janca i Tournata. To nasza jedyna możliwość, żeby sięgnąć po tak głośne nazwiska. Ktoś może powiedzieć, że ryzykujemy, wydajemy pieniądze, choć ich nie mamy. Odpowiadam: to nieprawda. Nasz budżet zawsze był zamknięty na starcie sezonu. Wiem jednak, że muszę wpisywać do niego tylko potwierdzone środki.
ZOBACZ WIDEO Kto zastąpi Adama Nawałkę? Jacek Gmoch: Siebie nie uwzględniam
Nie wiem tylko czy znajdzie wspólny język z kibicami, bo ci trochę inaczej traktują mecze z Kielcami, co szczególnie widać w liczbach wyjazdowych oraz komentarzach na nafciarkach :) "Nie widzę potrzeby aby na ten najbliższy mecz ze szmacianką specjalnie się podpalać. To będzie gra o pietruszkę." Czytaj całość