Do niedawna było niemal pewne, że Veszprem po dwóch latach ponownie wstąpi w szeregi Ligi SEHA. Władze węgierskiej potęgi wyraziły chęć uczestnictwa, prowadziły negocjacje w sprawie udziału i zaproponowały nowy system rozgrywek - dwie grupy po 5-6 zespołów. Dwie najlepsze drużyny miały awansować do Final4.
Podczas rozmów w Kolonii udało się dojść do kompromisu, wicemistrzowie Węgier uzyskali zapewnienie, że rozgrywki ruszą według sugerowanego schematu i Veszprem zgodziło się na tę formę rywalizacji. Po kilku tygodniach okazało się jednak, że nowatorskie rozwiązanie nie wejdzie w życie.
Z udziału zrezygnowały dwie słoweńskie drużyny (w tym RK Gorenje Velenje) i kierownictwo ligi poinformowało, że nie dojdzie do zmiany formatu. W rozgrywkach nadal będzie występować 10 zespołów, grających mecz i rewanż. Szefostwo węgierskiego hegemona zdecydowało, że to za duże obciążenie dla zawodników i podziękowało za zaproszenie.
Stary system wiąże się z 20 dodatkowymi spotkaniami w sezonie, licznymi podróżami i brakiem możliwości odbywania spokojnego treningu. Żeby zmieścić potyczki w kalendarzu, drużyna Ljubomira Vranjesa musiałaby rozgrywać 3-4 mecze w tygodniu. Veszprem woli skoncentrować się na lidze węgierskiej, krajowym pucharze i wymarzonej Lidze Mistrzów, której jeszcze nigdy nie wygrało.
Rezygnacja z tegorocznej edycji ligi SEHA nie oznacza, że klub nie wróci do rozmów z władzami. Możliwe, że przy zmianie kształtu rozgrywek wicemistrzowie Węgier zgłoszą się do przyszłorocznych zmagań.
ZOBACZ WIDEO Trudne wyzwanie Jerzego Brzeczka. "Marzyłem, żeby być trenerem reprezentacji"