Krzysztof Kempski, WP SportoweFakty: Była Grecja, potem Turcja. To koniec zagranicznych wojaży dla Katarzyny Kołodziejskiej?
Katarzyna Kołodziejska, skrzydłowa GTPR-u Gdynia: Wróciłam do Gdyni i bardzo się z tego cieszę. Skupiam się na tym sezonie, a jak potoczy się moja przyszłość? Co do wyjazdu za granicę, nigdy nie mówię nigdy.
Jak pani wspomina ten czas, bo jak sama pani przyzna, przecierała szlaki?
Mam wiele niezapomnianych wspomnień po tych wyjazdach. Dzięki trenerom, z którymi pracowałam, nie stanęłam w miejscu, tylko dalej mogłam się rozwijać. Bardzo cenię ich za to, jacy byli, jakie mieli podejście indywidualne do każdej zawodniczki. Poznałam kulturę, zwyczaje każdego z tych państw. Nawiązałam nowe przyjaźnie i do tej pory utrzymuję kontakt z tymi dziewczynami. Mogłabym całymi dniami opowiadać historie, jakie mi towarzyszyły podczas tych wyjazdów.
A jakby pani miała wybrać taką, która najbardziej zapadła pani w pamięci. Co by to było?
Wielu takich historii nie mogę zdradzić. Ale jedną tak. Turcja, godzina 22:00, wyjazd do Norwegii na eliminacje do Champions League. Piętnaście minut przed wyjazdem jedna z koleżanek pisze na grupie, czy mamy jej paszport... Oczywiście nie miałyśmy. Pojechałyśmy bez niej. Wszystkie dziewczyny były złe, a mi osobiście było jej strasznie szkoda. Każdy zawodnik marzy, by zagrać na takim turnieju. A ta zawodniczka często miała "pecha" i przytrafiały jej się różne nieszczęścia. Okazało się, że paszport był na lotnisku (tydzień wcześniej grałyśmy w Izmirze mecz o Superpuchar). Dojechała do nas na drugi dzień i zdążyła wystąpić w meczach eliminacyjnych.
Trafiła pani do GTPR-u (do sezonu przystąpi już jako Arka). Transfer uznano za hit, a sam powrót do Gdyni jako coś niespodziewanego. Ma pani tego świadomość?
Oczywiście, dużo osób, z którymi rozmawiałam przed sezonem, było zaskoczonych, że wracam, tym bardziej, że wiele wartościowych zawodniczek odeszło z GTPR-u, ale taka jest kolej rzeczy. Poza tym mój mąż gra w Bałtyku Gdynia. Mają w planach awans do wyższej ligi, również to było powodem powrotu.
A czy pani powrót do GTPR-u ma też związek z sentymentem do tego miasta i klubu? Pytam przez pryzmat tego, że w tym zespole osiągnęła pani chyba najwięcej w swojej karierze (złoto i dwa brązowe medale).
Potwierdzam. Jak to się u nas mówi: Gdynia - moje miasto. Pochodzę z Elbląga, do którego też mam sentyment, ale tu w Gdyni poznałam męża. Mamy tutaj dom i, tak jak wspomniałeś, największe osiągnięcia zdobyłam w tym klubie.
Nie ma pani jednak obaw, jak ten klub będzie w najbliższym czasie prosperował?
Mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku. Są osoby od zarządzania klubem, które starają się, by funkcjonował on prawidłowo, a ja przyszłam tu, by grać i osiągnąć jak najlepsze wyniki.
Działacze sami się po panią zgłosili, czy może to pani wyszła z propozycją?
W zeszłym sezonie trenowałam już w Gdyni i padł taki pomysł.
Rozumiem zatem, że obie strony szybko się w tej sprawie porozumiały?
Tak, bez problemów się dogadaliśmy.
Na jak długo związała się pani z klubem z Gdyni?
Na rok.
Zespół, jak sama pani wspomniała, pożegnało po sezonie aż 11 zawodniczek. To najwięcej ze wszystkich drużyn PGNiG Superligi. Co więcej, z tymi odejściami nie wiązał się słaby wynik z poprzednich rozgrywek. Były to w dużej mierze wiodące postaci. Trudniej będzie nawiązać do sukcesów z pani czasów w Gdyni.
Obecnie zespół stanowią w większości młode zawodniczki. Drużynę trzeba budować od początku. Przez całą karierę sportową grałam o najwyższe cele i w tym sezonie chcę powalczyć o jak najlepszy wynik dla zespołu z Gdyni. To, co było, pozostało w pamięci, teraz trzeba patrzyć do przodu i nie oglądać się za siebie.
O co będziecie walczyć w sezonie 2018/2019 w PGNiG Superlidze kobiet?
O jak najlepszy wynik. Do każdego meczu będziemy podchodzić w pełni zaangażowane.
Początek okresu przygotowawczego i pierwsze gry kontrolne (przegrane, czasem dość znacznie) raczej nie napawają optymizmem.
Spokojnie, jesteśmy w trakcie okresu przygotowawczego. Nie miałyśmy za dużo treningów taktycznych, cały czas pracujemy nad wytrzymałością i siłą. Forma ma przyjść na ligę, więc nie sugerowałabym się wynikami.
Ostatnia kwestia: ma pani już jakieś szersze plany na przyszłość, czy żyje zgodnie z powiedzeniem "carpe diem"?
Żyć chwilą to bardzo zdrowe podejście, ale już nie tylko piłka ręczna jest w moim życiu. Jestem trenerem personalnym i prowadzę indywidualne treningi dla osób, które chcą poprawić jakość swojego życia. Odnalazłam się w tym i daje mi to ogromną satysfakcję, gdy widzę, jak moi podopieczni tracą centymetry i zmieniają podejście do życia.
ZOBACZ WIDEO Piotr Lisek: Jestem w szoku. Zrobiłem wszystko, co było możliwe