Odrodzenie Stali Mielec. O krok od niespodzianki

Materiały prasowe / SPR Stal Mielec / Na zdjęcie: SPR Stal Mielec
Materiały prasowe / SPR Stal Mielec / Na zdjęcie: SPR Stal Mielec

Porażki w okresie przygotowawczym nadwątliły wiarę w szczypiornistów Stali Mielec. Przez tydzień zespół przeszedł metamorfozę, zostawił zdrowie na parkiecie i prawie pokonał faworyzowany MMTS Kwidzyn. Do pełnej puli zabrakło szczęścia (27:27).

Mielczanie przegrywali latem jak leci, czy to z mocnymi rywalami (Tatran Preszów i ZTR Zaporoże), czy z pierwszoligowcami (SPR PWSZ Tarnów i SRS Czuwaj Przemyśl). To naturalne, ze fatalne statystyki zasiały niepokój, a do startu ligi pozostawał tydzień. Na tym etapie powinien zarysować się przynajmniej prototyp zespołu.

SPR Stal nabrała sił po wymagającym okresie przygotowawczym, okraszonym licznymi sparingami. Braki w umiejętnościach nadrobili ambicją, w końcu mielczanom nigdy nie brakowało charakterku, tego słynnego "czeczeńskiego", jak przed laty ochrzcił go były trener Ryszard Skutnik. Na inaugurację poszli na wojnę z MMTS-em Kwidzyn i prawie wyszli z niej zwycięsko.

Skoro bitwa na całego, to musiały pojawić się ofiary. Piotr Krępa przesadził z agresją w obronie i w 12. minucie usiadł na trybunach. Podstawowego obrotowego udanie zastąpił Tomasz Grzegorek. Zresztą z MMTS-em właściwie każdy z graczy dał "coś ekstra" od siebie, walczył do upadłego i mecz zamienił się w nieustającą wymianę ciosów.

Gospodarze przegrali dopiero po karnych, ale wywalczyli przynajmniej jeden punkt. Całkiem przyzwoity start, biorąc pod uwagę letnie dokonania.

ZOBACZ WIDEO Skorupski nie uratował zespołu. Inter bezlitosny w wyjazdowym spotkaniu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

- Po okresie przygotowawczym wszyscy skazywali nas na porażkę, choć przecież mieliśmy własne cele i chcieliśmy dać pograć wszystkim. Z MMTS-em zespół zostawił dużo zdrowia na parkiecie - skwitował trener Tomasz Sondej. - Podnieśliśmy głowy po nieudanym memoriale u nas (dwie porażki z pierwszoligowcami - przyp.red.) - dorzucił jeden z najlepszych na parkiecie Tomasz Mochocki.

Rozgrywający Stali, uznany MVP spotkania, przeżył huśtawkę nastrojów. W drugiej połowie pobudził kolegów do odrabiania strat, wykorzystał wszystkie karne, w końcówce trafiał jak na zawołanie, w sumie uzbierał osiem goli. Ewidentnie pomylił się tylko raz, jako jedyny nie wykorzystał karnego w serii rzutów z siódmego metra. Nikt go jednak nie obwiniał, Bartosz Dudek wyczuł strzelca, a przecież bez wkładu Mochockiego w ogóle nie doszłoby do wojny nerwów w karnych i jakakolwiek zdobycz nie zostałaby w Mielcu.

Mecz nie był piękny, leciały wióry i wykluczenia, ale cel uświęcał środki. Twarda obrona ma stać się głównym atutem Stali. Regularnie radził sobie z nią tylko Michał Peret. - Wszyscy uważali nas za faworytów, ale ja tak nie myślałem, zawsze trudno grało się w Mielcu. Dobrze radzili sobie w obronie 3-2-1 i wyszli z trudnego wyniku. Gdyby wykorzystali ostatnią sytuację, to pewnie zwyciężyliby - przyznał trener MMTS-u Tomasz Strząbała.

Rzeczywiście, gospodarze dostali piłkę na kilkadziesiąt sekund przed końcem. Zabrakło jednak zdecydowania, wymuszony rzut odbił Dudek i temperatura spotkania jeszcze skoczyła. Zawodnikom towarzyszyło ogromne napięcie, o czym świadczy radość kwidzynian po decydującej obronie. Golkiper MMTS-u przez moment dźwigał na sobie pół drużyny.

A Stal, jeśli utrzyma dyspozycję z inauguracji, nie powinna martwić się o utrzymanie.

Źródło artykułu: