Pierwsza połowa nie zwiastowała tego, co działo się po zmianie stron. W momencie, gdy Energa Wybrzeże Gdańsk zaczęła przeważać, sytuacja zaczęła się zmieniać. Pierwszym poszkodowanym stał się Wojciech Prymlewicz, w którego wleciał niekontrolowanie rywal. Skrzydłowy Energi Wybrzeża po urazie kolana został zniesiony z boiska przy pomocy kolegów.
Później nie było już litości z dwóch stron. Po ostrym faulu Michała Bednarka, który powalił Marka Szperę, na boisku z wcześniejszych iskier zaczęły wytwarzać się pioruny. Dwie drużyny zaczęły się momentami skupiać się na polowaniu na rywala, a nie na grze. Energa Wybrzeże miała już wysoką przewagę, ale przez ten styl gry zabrakło kilku minut, by wypuściła całe prowadzenie. W międzyczasie swoje zachowanie - bezpardonowe wejście w Ramona Oliveirę niebieską kartką przypłacił Michał Czerwiński.
- Być może za bardzo skupiliśmy się na tych sytuacjach, zamiast grać w piłkę ręczną. To jednak piłka ręczna i zawsze jest walka. Tutaj nikt nie odstawi ręki ani nogi, na tym polega ten sport - powiedział Kamil Adamski, zawodnik gospodarzy. - To, że była mocna walka wręcz mogło się moim zdaniem podobać kibicom. Pokazaliśmy kawałek dobrego handballu - dodał Adrian Kondratiuk, kapitan gdańszczan.
Ostatecznie Energa MKS Kalisz przegrała z Energą Wybrzeżem Gdańsk 29:31, ciekawe są też statystyki fauli - 40 ze strony gdańszczan, 25 ze strony kaliszan i łącznie aż 28 minut kar, w tym 16 dla gości. Może się wydawać, że obie drużyny za bardzo wzięły do siebie to, że rozgrywają energetyczne derby.
ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: Wybrzeże wygrało bitwę w Kaliszu