Atmosfera święta. Bilety wyprzedane na prawie dwa tygodnie przed pierwszym gwizdkiem. Bitwa o dominację i w ostatecznym rozrachunku możliwe, że o pierwsze miejsce w grupie. Walka lidera z zespołem zajmującym drugą lokatę w zestawieniu. Rewanż za porażkę w Barcelonie. Emocje i doping, jakiego już dawno w Hali Legionów nie było.
Mecz PGE VIVE z Barcą Lassą miał w sobie wszystko - kosmiczne akcje, fantastyczne asysty, piękne rzuty, ale też przestoje, błędy podań, nieporozumienia i chaotyczne zagrania.
Zaczęło się doskonale. Obie drużyny wyszły na parkiet piekielnie mocno zmotywowane, od razu rzuciły się do ataku i narzuciły szaleńcze tempo. Wynik spotkania otworzył Władisław Kulesz, dla którego spotkanie z Dumą Katalonii było debiutem w żółto-biało-niebieskich barwach w Lidze Mistrzów. Po niezwykle wyrównanym początku kielczanie stanęli przed możliwością objęcia dwubramkowego prowadzenia, ale kontratak zmarnował Mateusz Jachlewski. Od tego momentu coś w grze mistrzów Polski kompletnie się zacięło. Żółto-biało-niebiescy nie byli w stanie przeprowadzić skutecznej akcji - podawali niedokładnie, kilka razy zgubili piłkę, zapisali na swoim koncie faul w ataku, a nawet popełnili błąd kroków. Efekt? Brak trafienia przez osiem minut.
Katalończycy nie mogli nie wykorzystać ręki podanej przez gospodarzy. W czasie, gdy mistrzowie Polski nie potrafili zdobyć bramki, Hiszpanie odskoczyli na pięć trafień i mogli grać z dużym spokojem. Kielczanie szybko jednak uniemożliwili rywalom zbudowanie większej przewagi z dużą konsekwencją odrabiając straty. Na dwie minuty przed końcem pierwszej połowy gracze PGE VIVE przegrywali już tylko jednym oczkiem. Wystarczyła jednak chwila dekoncentracji, by Duma Katalonii wyprowadziła dwie szybkie akcje i zakończyła tę część meczu prowadząc trzema trafieniami.
Po przerwie zaczął powtarzać się scenariusz meczu rozegranego w Barcelonie. Kielczanie gonili, odrabiali, ale przełamać rywali i doprowadzić do remisu się nie udawało. Żółto-biało-niebiescy grali dobrze w ataku, ale mieli ogromne problemy w defensywie. Vladimir Cupara nie miał pomysłu na zatrzymanie ataków rywali, koledzy na linii szóstego metra też mu niezbyt pomagali. Katalończycy co rusz zaskakiwali obrońców kreatywnymi, indywidualnymi akcjami, do tego z bezlitosną precyzją wykorzystywali wszystkie kontrataki i w błyskawicznym tempie ich przewaga zaczęła rosnąć.
Po rzucie Gilberto Duarte w 44. minucie przyjezdni znów prowadzili pięcioma trafieniami. Po tym ciosie kielczanie się już nie podnieśli. Festiwal rzutów trwał w najlepsze, ale to szczypiorniści z Barcelony dzierżyli w swoich rękach pełną kontrolę. Siedemdziesiąt osiem - na tylu bramkach stanął licznik w tym starciu.
Liga Mistrzów, grupa A, 9. kolejka:
PGE VIVE Kielce - FC Barca Lassa 36:42 (15:18)
PGE VIVE: Cupara, Ivić - Bis, A. Dujshebaev 5, Aguinagalde 3, Jachlewski 2, Janc 5, Lijewski 2, Jurkiewicz 1, Kulesz 6, Moryto 5, Fernandez Pere 1, D. Dujshebaev 1, Karalek 5
Karne: 1/1
Kary: 4 min. (Jurkiewicz, D. Dujshebaev - po 2 min.)
FC Barca Lassa: Perez de Vargas, Moller - Mortensen 9, Tomas 6, Entrerrios 1, Sorhaindo, Andersson, Arino 1, N'Guessan 5, Gomez 1, Dos Santos 1, Dolenec 1, Mem 2, Duarte 9, Palmarsson 5, Fabregas 2
Karne: 3/3
Kary: 2 min. (Palmarsson - 2 min.)
ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: Derby Trójmiasta dla Wybrzeża. Arka nie dała rady