Studenci z Radomia i Katowic zagrają o złoto i wyjazd na mistrzostwa Europy

Zdjęcie okładkowe artykułu:  / Znicz
/ Znicz
zdjęcie autora artykułu

Nawet spotkania ligowe nie przynosiły tylu emocji, co pojedynki w drugiej fazie Akademickich Mistrzostw Polski w piłce ręcznej mężczyzn. O tym, jak cenne musi być główne trofeum dla każdego z występujących w radomskiej imprezie zawodników, niech świadczy fakt, że od rana na parkiet leje się nie tylko pot, ale i krew.

Z dnia na dzień tegoroczne Akademickie Mistrzostwa Polski przynoszą emocje, jakich często nie mają okazji doświadczyć kibice nawet w pojedynkach o punkty. Tak jak w pierwszej rundzie, tak i teraz o awansie do finałowego pojedynku decydowały ostatnie mecze. I tak z grona ekip występujących w grupie A i B naprzeciw siebie stanęły Akademia Wychowania Fizycznego z Katowic oraz Uniwersytet Łódzki. Wydawało się, że zdecydowanym faworytem konfrontacji jest niepokonany dotąd team prowadzony przez Zygfryda Kuchtę. To jednak ekipa ze Śląska przechyliła szale zwycięstwa na swoją stronę i uzyskała awans do pojedynku o złoto.

Drugim finalistą zostali gospodarze imprezy. Widocznie podopieczni Romana Trzmiela lubią grać z nożem na gardle. Wszak do drugiej rundy przystępowali tylko z jednym punktem - za remis z Uniwersytetem Zielonogórskim. W meczu z AWF-em Wrocław męczyli się niemiłosiernie, żeby wygrać w samej końcówce. W konfrontacji z AWF-em Warszawa natomiast wydawali się nie mieć większych szans.

Okazało się jednak, że dopóki piłka w grze, wszystko jest możliwe. Radomianie przeciwstawili się szybkim atakom stołecznego teamu, twardej obronie oraz niesamowitemu bramkarzowi rywali Robertowi Słodowikowi, który między słupkami czynił cuda. Chociaż przegrywali do przerwy dwoma bramkami, a chwilę po wznowieniu gry już czterema, wspięli się na szczyt swoich możliwości i wydarli rywalom zwycięstwo. Tym samym spełniły się ich najskrytsze marzenia, żeby po raz drugi z rzędu wystąpić w finale jednej z najważniejszych imprez w kraju i powalczyć o wyjazd na mistrzostwa Europy.

Źródło artykułu: