Prudzienica była jedną z najjaśniejszych postaci meczu półfinałowego o Puchar Polski, który toczył się w Szczecinie. Mimo dobrej postawy nie ustrzegła zespołu przez bardzo przykrą przegraną. Przede wszystkim dość niespodziewaną, zwłaszcza po 30 minutach rywalizacji. Akademiczki tuż przed przerwą prowadziły już 14:6, by ostatecznie przegrać 19:21.
Zobacz także: Puchar Polski: finał dla Metraco Zagłębia! MKS Perła Lublin zatrzymany przez Monikę Maliczkiewicz
- Ten mecz miał dwa oblicza. My w pierwszej połowie bardzo dobrze grałyśmy. Po zmianie stron coś się zacięło, co spowodowało, że Pogoń zaczęła wierzyć w zwycięstwo - oceniła wyraźnie przygnębiona po spotkaniu bramkarka Energi AZS-u.
Przez 43 minuty to przyjezdne dyktowały warunki. Potem wszystko legło w gruzach. - Nie wiem, tak na gorąco trudno jest mi to ocenić. Pewnie będziemy analizować ten mecz. Jest mi bardzo przykro, że odpadłyśmy - przyznała Prudzienica. Szczypiornistki z Koszalina czekają już 10 lat na finał Pucharu Polski. W 2009 roku Energetyczne przegrały z Zagłębiem 23:27.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Ta scena mówi wiele o meczu z Łotwą. "To idealnie pokazuje, jak zagraliśmy"
Jak sama potem dodała, pamięta takie mecze, w którym gospodarze przegrywając bardzo wysoko, w końcowym rozrachunku schodzili z parkietu w glorii chwały - Zdarzają się takie rzeczy. Piłka ręczna jest teraz bardzo szybkim sportem. 7 bramek zapasu to nie jest w sumie aż tak dużo.
PGNiG Superliga kobiet częściej na ekranie. Cztery kolejne mecze w TVP. Czytaj więcej!
Jednocześnie zaprzeczyła, jakoby drużyna przedwcześnie uwierzyła, że już nic złego w tym spotkaniu nie może się jej stać. - Ja zawsze gram do końca. Nigdy nie kalkuluję i nie kwituję meczu przed upływem sześćdziesiątej minuty - stwierdziła. - Niestety będziemy musiały jeszcze poczekać na awans do finału - rzuciła na koniec.